wtorek, 29 grudnia 2015

Myśli myśli myśli

Leżę.
Siedzę.
Stoję. 
Biegnę.
I tak w kółko. 
Gubię się, nie wiem gdzie jestem, nie wiem czy to dobre miejsce, nie wiem na czym stoję. Nienawidzę nie wiedzieć na czym stoję. Nie rozumiem, znowu nie rozumiem. Moje myśli obijają się o czaszkę z głuchym tąpnięciem. Dlaczego ciągle trafiam na dziwnych ludzi? Chodzi mi tu o tych dziwnie negatywnie dziwnych ludzi. Dlaczego ? Jestem magnesem czy jaki chuj ? Przyciągam i przyciągam, jakbym choć raz nie mogła przyciągnąć kogoś normalnie nienormalnego, a nie wiecznie jakichś negatywów. Ludzie mają wady i zalety, rozumiem to, ale dlaczego większość z nich ma więcej wad niż zalet, dlaczego własnie na tę większość ciągle trafiam ? Nie wiem. 
Leżę własnie we własnym łóżku. Nie żeby te łóżko na którym śpię w Lublinie nie było moje, ale wiecie, te w domu rodzinnym to jednak co innego. Jest wygodniejsze, jest takie jakie zawsze chciałam - z metalowym rusztowaniem, na nim moja ulubiona kołdra, stoi w idealnym miejscu, to w nim spałam przez 6 lat. Piszę tę notkę chociaż nie miałam dzisiaj na to weny. Jednak gdy już pojawiła mi się migająca kreseczka to zaczęłam pisać. Ot tak bez głębszego zastanowienia. Może jednak mam do tego jakiś dryg ? Zawsze na języku polskim pani mi mówiła, że ja to ją zadziwiam, wysnuwam tak nieoczekiwane wnioski i interpretacje na jakie nikt nie wpadał, pisałam takie rzeczy jakich nikt nie pisał. Kamila często była zadziwiona moimi podsumowaniami na rozprawkach. Chyba napiszę książkę. Już od jakiegoś czasu chodzi mi po głowie fabuła, palce coraz bardziej się do tego rwą. Lubię pisać, lubię wymyślać, rozkminiać, mam wyobraźnię i chyba jestem w miarę inteligentna więc czemu nie ? Cały czas się jeszcze nad tym zastanawiam, ale chyba w końcu się do tego zabiorę. Plan jest taki, że jeśli już napiszę, przeczytam i mi się nie spodoba to zostawię ją dla siebie. Pokażę tylko wybranym osobom, a w przyszłości może dzieciom. Jeśli jednak uznam, że jest całkiem dobra to zastanowię się czy jej nie wydać. To całkiem dobry plan. Zobaczy się. 
Aktualnie staram się zająć myśli robiąc cokolwiek, jakkolwiek. Planuje sobie jakoś cale dnie tak by nie mieć czasu siedzieć i gapić się w ścianę. Jutro cały dzień na nogach, rano muszę zrobić jedną rzecz, potem będę robić to co kocham czyli jeździć maździochą i załatwiać różne sprawy. Wieczorem widzę się z Klaudią. Damian przyjechał do Polski, muszę się z nim zobaczyć na dniach, planuję też spotkać się wreszcie z pewną osobą, ale nie wiem czy wyjdzie. W sumie to po co ja to tutaj piszę. Nevermind. Idę czytać książkę, cały czas zastanawiam się czy wam ją polecić, ale jeśli miałabym to kiedykolwiek zrobić to najpierw muszę ją przeczytać, ma to sens nie ? 
Dużo coś pytań w tej notce, a przecież i tak mi nikt nie odpowie...ale w sumie, kto pyta nie błądzi. 

poniedziałek, 21 grudnia 2015

O dwóch ludziach, którzy nie mogą do siebie dotrzeć.

Malowanie farbami akwarelowymi wymaga czasu, trzeba czekać aż pierwsza warstwa wyschnie by móc położyć kolejną więc pomyślałam, że napiszę kolejną notkę. Natchnęło mnie przed chwilą, przez pieprzoną piosenkę.

Czy mieliście kiedyś takie uczucie, że jesteście nie w tym miejscu co powinniście ? Czy zastanawialiście się kiedyś nad tym, że popełniacie prawdopodobnie poważny błąd mimo, że na oko wszystko gra ?
Mnie to własnie dotknęło. 
Mam Takie cholerne wrażenie, że gdybym teraz mieszkała gdzie indziej to wszystko by się potoczyło inaczej. Z jednej strony nie chciałabym tego, ale z drugiej strony faktycznie czuję w środku mnie coś, nie wiem czy potrafię określić to coś. Określiłabym to jako takie uciekanie od pewnych uczuć, pewnych rzeczy. Na takiej zasadzie, że tak naprawdę nie dałam pewnej rzeczy szansy się jakoś rozwinąć. Nie zrobiłam praktycznie nic mimo, że miałam czas. Miałam go, a nie wykorzystałam. Mam takie poczucie, że poświęciłam w pewnym momencie czas złej osobie. Pamiętam taką sytuację kiedy to mnie trzepnęło gdy pewna osoba mnie o coś zapytała, ale było już za późno. Potem znowu to samo. Dwa razy, może nawet było ich więcej. Zaczynam się gmatwać.
Głównie to chodzi o to, że mam wrażenie, że nie jestem tu gdzie powinnam, jestem nie z tym z kim powinnam, nie zrobiłam tego co powinnam. Czuję się tak jakby coś wypadało mi z rąk, a mi coraz ciężej jest za tym biec i to łapać, ponieważ czas leci. Kurwa, to takie chore. Zapewne nikt nie wie o co mi chodzi, ale musiałam to napisać. 
Przeczytam sobie tę notkę za 4 lata. Dokładnie za 4 i zobaczę gdzie wtedy będę i czy będę cholernie tego żałować. 
Ta piosenka mówi kurde wszystko. Chociaż to wszystko przez inną piosenkę. 


I go crazy 'cause here
isn't where I want to be
And satisfaction feels
like a distant memory
And I can't help myself
All I want to hear her say is
"Are you mine?"

Well Are you mine?
Are you mine?
Are you mine?


I guess what I'm trying to say is

I need the deep end,
I keep imagining meeting


Wished away entire lifetimes

Unfair we're not somewhere
misbehaving for days


Great escape

Lost track of time and space


Kto wie ?

Zaraz święta. Chciałam wstawić tu jakieś świąteczne zdjęcie, ale jak wpisałam frazę "święta" na mojej ulubionej stronce ze zdjęciami w wynikach znalazłam tylko zdjęcia wymuskanych bombek i choinek, a w mojej głowie nie taki obraz się pokazuje jak myślę o świętach. W mojej głowie pojawia się wielki stół pełen jedzenia, a wokół niego moja rodzina, która jest dla mnie najważniejsza. To właśnie z tym kojarzą mi się święta. Wiele osób za to nie lubi świąt, znaczy się, nie lubią tego, że tylko w święta nagle wszyscy się kochają. Rozumiem to, ale u mnie tak nie jest. Wszyscy kochają się na co dzień i logicznie w święta też. To właśnie rodzina najbardziej nadaje tą atmosferę świąt, bo niby często spotykamy się na wspólnym obiedzie czy coś, ale święta są zawsze takie wyjątkowe. Do wczoraj wgl nie czułam jeszcze świątecznej atmosfery. Poczułam delikatne ciepło na sercu dopiero kiedy przychodząc do Darka usłyszałam świąteczne melodie lecące z komputera. Dzisiaj byłam też wieczorem na mieście i gdy zobaczyłam te wszystkie lampki, stragany, ozdoby i ludzi kupujących prezenty to nie mogłam oderwać od tego wszystkiego wzroku. Tęsknie coraz bardziej za domem, chcę już ubierać choinkę, przytulić kota siedząc przy kominku, usiąść do stołu z całą rodziną, której nie widziałam od dawna, tak bardzo brakuje mi tego. Jestem strasznie zmęczona, teraz czekają mnie słodkie 3 tyg wolnego. Święta jednak mają to coś.
Przez ostatnie parę dni czułam się beznadziejnie, tu jakiś problem, a tam kolejny, teraz gdy wszystko się wyprostowało mogę wziąć oddech i po prostu cieszyć się. Pogoda daje w kość, pada deszcz, ale gdy mam na uszach słuchawki to nawet to mi nie przeszkadza. Mam ochotę tańczyć. Na początku nie wiedziałam dlaczego tak bardzo chce mi się tańczyć, ciągle i ciągle, ale teraz już wiem. Po prostu jestem szczęśliwa, a to właśnie ze szczęścia się tańczy czyż nie ? Normalnie rozpiera mnie od środka, a uśmiech nie schodzi mi z twarzy mimo, że z oczu bije zmęczenie. Kocham się tak czuć, niech to trwa jak najdłużej. 
Nie rozwodzę się dalej gdyż muszę namalować parę obrazów w ramach świątecznych prezentów więc WESOŁYCH ŚWIĄT wszystkim :3


środa, 9 grudnia 2015

Nie czytaj tego, stracisz czas.

Życie się toczy, a ja coraz rzadziej tu zaglądam. To chyba coraz bardziej miejsce, w którym piszę tylko wtedy kiedy mam taką, wiecie, ogromna potrzebę podzielenia się moimi myślami. 
Poznałam kogoś, jestem z tym kimś, ale wiem, że nie mogę powiedzieć mu na jakiej zasadzie myślę, w jaki sposób. Nigdy więcej już tego nie zrobię, już raz to zrobiłam i przyniosło to naprawdę złe skutki. To trochę smutne, ale z drugiej strony daje nadzieje, że tym razem wszystko będzie się toczyć jak należy. Może nie będę musiała z tego rezygnować z tylko jednego powodu. Może tym razem moja cierpliwość nadal będzie taka jak zawsze, czyli bardzo duża. To, aż dziwne, że mam taką cierpliwość. Nie wiem co by było gdybym jej nie posiadała, byłabym chyba większym strzępkiem nerwów i utraciłabym więcej siebie niż do tej pory. W mojej głowie buzuje teraz mnóstwo emocji, myśli i wszystkiego innego czego określić nie potrafię. Tęsknie, cierpię, cieszę się. Jestem szczęśliwa, a mimo wszystko ciągle myślę o jednym i tym samym. Co by było gdyby ? Co jeśli ? Czy będę miała szansę ? Za dużo pytań. Nienawidzę pytań i jednocześnie je uwielbiam. To takie durne. Zastanawiam się teraz o czym ja wgl piszę i właśnie zdałam sobie sprawę, że to nie ja piszę. To piszą moje palce, po prostu piszą to co siedzi mi w głowie, a ja średnio nad tym panuje. Nie kasuję tego co już napisałam, a zazwyczaj jak piszę to co jakiś czas kasuje to i owo, poprawiam. Tej notki nie będę poprawiać. Sprawdzę tylko tak jak zawszę dwa razy czy są jakieś błędy ortograficzne czy interpunkcyjne. Sądzę, że mało komu będzie się chciało przeczytać tę notkę do końca. Sama nie wiem o czym ona jest, a skąd Ty, czytelniku masz wiedzieć ? Wypiłam dwie lampki wina. Ostatnio dużo piję. Może to dlatego, że po prostu mi to smakuje. Może jednak jest w tym coś więcej, może w ten sposób jednak w jakiś sposób próbuję uciekać od zmęczenia czy stresu. Mimo, że ostatnio stwierdziłam, że nie mam żadnych problemów ciągle jestem spięta i mam wrażenie, że pod moimi oczami tworzą się coraz większe wory. Nie wysypiam się ostatnio, słucham dużo muzyki i jestem wiecznie zmęczona. Może to jesienna chandra, którą co jakiś czas przykrywam jesiennymi liśćmi uśmiechu. Chociaż przecież już mamy zimę. Widziałam i dotykałam pierwszy śnieg. Jadłam go nawet. Pewnie tak nie macie, ale ja mam tak, że jak pada śnieg to pierwsze co robię to jak małe dziecko łapię go ustami uśmiechając się do nieba. Jezu jak ja tęsknie za przyrodą i tym najprostszym szczęściem, które daje mi natura. To takie dziwne, ja jestem dziwna, a to koniec tej dziwnej notki. Napisałam chyba już większość tego co chciałam napisać. W tytule wpiszę by tego nie czytać, bo w sumie po co ? JESTEM SZCZĘŚLIWA, a mimo wszystko w środku mnie siedzi coś, co nie pozwala mi rozwinąć moich czarnych jak sadza skrzydeł. 

wtorek, 10 listopada 2015

Czy zastanawialiście się...

...co nas spotka po śmierci ? 

Mnie strasznie to ciekawi co powoduje np to, że nie boję się śmierci. Jestem strasznie ciekawskim człowiekiem i nie minęło mi to wraz z dzieciństwem toteż bardzo mnie zastanawia to, co jest potem. Gdybym zachorowała na raka i zostałby mi rok życia to po pierwsze, spełniłabym wszystkie moje marzenia, a po drugie - nie mogłabym doczekać się końca mojego życia. Oczywiście teraz tak mówię, nie wiem na 100% jakby było gdybym znalazła się w takiej sytuacji, ale póki co tak uważam. To prawdopodobnie jedna z najdziwniejszych rzeczy jakie myślę - chciałabym umrzeć. (Oczywiście, nie chcę popełnić samobójstwa, moja ciekawość nie jest aż tak wielka.) Gdyby ktoś wymyśliłby lek na starzenie, lek, który spowodowałby, że mogłabym być nieśmiertelna, nie wzięłabym go. Po pierwsze, po chuj żyć wiecznie ? Ludzie często męczą się życiem już w połowie ich żywotu i sądzę, że kiedyś i ja się tym życiem zmęczę. Życie wieczne moim zdaniem jest do dupy. Jest totalnie niepotrzebne, zwłaszcza jeśli po śmierci spotka nas pewna rzecz z tych o których wspomnę w tej notce. Po drugie, śmierć to coś naturalnego, wszystko co żyje kiedyś umrze. Taka kolej rzeczy i nie ma co się bać tego, roztkliwiać się nad tym czy panikować. To normalne i tyle, poza tym - jakie to ciekawe doświadczenie. 
Rozmyślając tak nad tym tematem mam parę możliwości. 
Umieram, zdycham, ze starości lub nie, ktoś mnie zabija, chuj z tym i :
1. Okazuje się, że Bóg faktycznie istnieje. Tu mamy do wyboru parę wersji o których mowa jest w Biblii czy np naszych zajebistych lekturach. 
*Wszyscy są nago, wspinają się do bram, tam 2 typki albo jeden wpuszczają nas za bramy lub każą spierdalać. (kiedyś omawiałam taki obraz na polskim xd)
*Światło, chmurki i inne duperelki i oczywiście Pan Bóg w roli głównej. No i ja. Wymienia grzechy lub od razu wyjeżdza z tekstem - czy żałujesz za swoje grzechy ? Ja mówię tak lub nie i idę do Piekła lub do Nieba. A, no i na początku nwm czemu, ale zawsze sobie wyobrażałam, że nasza dusza zanim stanie przed sądem lata jako taki duszek między ludźmi by mogła "pożegnać" się z tymi co stoją nad jej grobem. 
*Ew śmierć poprzez jakże przerażającą wszystkich apokalipsę. Bóg się wkurwił i wszyscy idą do Piekła. 
*Najdziwniejsza wersja - Bóg jest i każdemu kto umiera, daje nowe życie, ale w innej postaci. Rodzimy się na nowo, jako nowy człowiek, zwierzę czy roślinka. Byłoby zabawnie nie ? Zawsze mnie zastanawiało czy zwierzęta np nie były kiedyś ludźmi. 
Oczywiście wg mnie jeśli Niebo faktycznie istnieje to wyobrażam sobie je na dwa sposoby. 
-Jest wszędzie jasno (nwm czemu), normalnie multum światła, chodzimy po pięknej zielonej trawce, wszystko jest cudownie, spokój i cisza, spotykam moich najbliższych, powiedzmy, że jest zajebiście.
-Wygląda jak normalny świat tylko bez gwałtów, przemocy, wojen, kłamstw i ogólnie całego zła. 
2. Okazuje się, że Boga nie ma, ale nad światem pieczę trzyma jakieś inne bóstwo. Np z buddyzmu, hinduizmu czy islamu. Nie zostałam uczona o tym jak wg tych religii wygląda to co się dzieje gdy ktoś umrze więc się na ten temat nie wypowiem póki co. 
*Jest chujnia bo nie wierzyliśmy w te bóstwa i na bank będzie z nami źle.
*Bogowie są wyrozumiali i jest zajebiście. 
3.Okazuje się, że po śmierci nie ma nic. Nie ma Boga, żadnych światełek. Wraz z naszym ciałem umiera nasza dusza, robi się ciemno i znikamy. Po prostu nas już nie ma. To jest chyba najgorsza wersja, z której nie byłabym zadowolona, ja bym chciała by coś się działo. Choćby te przeklęte piekło. 
4. Okazuje się, że Boga nie ma, lub go najzwyczajniej w świecie nie poznajemy i od razu odradzamy się jako nowe życie. Coś w stylu jak w punkcie 1 tylko bez Boga. 
Ogólnie gdyby okazało się, że dostajemy nowe życie to bardzo bym się z tego cieszyła. Zawsze mnie ciekawiło to jak to jest być kotem np. Chciałabym być kotem. 

Póki co nie wymyśliłam więcej wersji, ale sądzę, że kiedyś przyjdą mi jakieś jeszcze do głowy. To dość gruba rozkmina, ale strasznie interesująca :3 Tak samo zastanawiam się czy kiedyś nie było czegoś przed naszym życiem, ale o tym kiedy indziej. 

czwartek, 5 listopada 2015

00:00

Dochodzi północ, w mieszkaniu mam całkowicie ciemno pomijając blask komputera świecący prosto w moją twarz. Jakieś 15 min skończyłam oglądać film twórców innego filmu jakim jest "Gwiazd naszych wina" albowiem "Papierowe miasta". Ogólnie film jest na pewno gorszy niż poprzedni, to chyba logiczne, ale nadal plasuje się w kategorii lepszych filmów jakie obejrzałam w moim 19-letnim życiu. Całkowicie nie spodziewałam się zakończenia co było naprawdę pozytywnym zaskoczeniem, ponieważ większość filmów ma to do siebie, że wszystko da się przewidzieć. Filmy są podobne do siebie, podobnie zrobione, podobna fabuła, wszystko podobne. Dlatego też bardzo cenię film, który ma niestandardowe zakończenie chociaż zdaję sobie sprawę, że to dzięki faktowi, iż jest to ekranizacja książki, a jak wiadomo z książkami nie ma tego problemu jak ciągłe, takie samo zakończenie. Więc polecam, jeśli ktoś lubi filmy w takiej a nie innej tematyce, takie spokojne, trochę babskie itd.. :)
Ogólnie jakoś tak po obejrzeniu tego filmu naszło mnie na napisanie o walce. 
Kiedyś powiedziałam pewnej osobie, że jeśli zrobię tak i tak, to powinna ona walczyć. Wręcz prosiłam o to. Ta osoba nie spełniła mojej prośby. Nie zrobiła nic, dosłownie wielkie nic, żeby zmienić moje zdanie. Trochę mnie zawiodła tym, ale w sumie czego ja się spodziewałam ? Ludzie w tych czasach nie potrafią walczyć. Kiedyś każdy, nawet najmłodszy szedł na wojnę, walczyć. Teraz? Sądzę, że gdyby wybuchła wojna to nawet te osoby, które się zarzekają, że będą walczyć, odpuszczą. Uciekną na poczekaniu wymyślając argumenty dlaczego tak, a nie inaczej. Myślę tak nie dlatego, że ludzie to tchórze, ale dlatego, że teraz wszystko się kupuje nowe, a nie naprawia. Zamiast walczyć, lepiej się poddać i znaleźć coś lepszego, np dziewczynę. Wymienić po prostu na nowszy model. Osobiście staram się zawsze naprawiać jak już coś schrzanię. Wiem, że jest prościej pójść do sklepu i kupić nowe, zwłaszcza jak jest to tanie, ale po co ? Nawet taki głupi długopis. Psuje się, coś nie działa. Co ja robię ? Rozkręcam i skręcam na nowo, wymieniam wkład. Co robi 80% populacji ? Kupuje nowy długopis. No przynajmniej dzięki temu trzymają się jakoś hurtownie długopisów...ale kurde, serio ? Czasami nie da się naprawić, czasami ma się konkretny powód by nie naprawiać, ale zazwyczaj da się to zrobić. Droga do tego czasami jest banalnie prosta, czasami skomplikowana, ale nawet jeśli jest ciężka to przecież nie można iść przez życie tylko prostą drogą. Prosta droga jest nudna. 
A teraz idę grać w Skyrim. Może tym razem nie będę musiała formatować kompa i gry szlak nie weźmie. 
Pis joł. 


Znalazłam mega nutę na fb przypadkowo, mega talent!

piątek, 30 października 2015

Jesiennie

No i dopadła mnie jesienna chandra. Jeśli jest brzydko i ponuro to mi spada humor, a jeśli świeci słońce i prześwituje przez te wszystkie kolorowe liście to cieszę japę jak nienormalna. Bo to jest po prostu przepiękny widok. Jesień ogółem jest piękna, ale tylko wtedy kiedy nie jest zimno i szaro. 
Przez taki a nie inny humor ciągle rozmyślam. O tym co było, co jest, co będzie. O wszystkim. O tym czego mi teraz najbardziej brakuje, o tęsknocie, o miłości, o ludziach, o moich planach i marzeniach. Tak dużo tego jest. Z jednej strony lubię porozmyślać, ale z drugiej nie lubię humoru, który mi wtedy towarzyszy. Wiem, że czasami coś takiego jest bardzo potrzebne, człowiek z natury nie potrafi ciągle się cieszyć, musi mieć czas na to by wylać wszystkie swoje żale, popłakać trochę. Tylko, że ja mam tak, że jak mnie już łapie taki dołek to potrafi trzymać mnie przez jakiś tydzień. Do tego dopada mnie tylko jak jestem sama, a najczęściej wtedy kiedy leżę wieczorem w łóżku i nie ma nikogo kto mógłby mnie rozśmieszyć, przytulić lub po prostu posiedzieć ze mną w ciszy. Najgorsze w tym wszystkim jest chyba to, że nawet nie dałabym rady znaleźć sobie takiej osoby z pewnych przyczyn więc pozostaje mi ta chwilowa samotność. 
Dzisiaj wracam do domu, wreszcie zobaczę rodzinę i przyjaciół, strasznie się stęskniłam. To takie dziwne, że jak jesteś w swoim mieście, masz wszystkich wokół to ta tęsknota tak Ci nie doskwiera bo wiesz, że do każdego masz blisko i możesz ich zobaczyć w każdym momencie. Natomiast jak jesteś parę dobrych kilometrów od nich to nagle czuć tę przepaść, tęsknisz już po tygodniu nie widzenia ich. Przynajmniej tak u mnie jest. Najgorzej to chyba jest z tymi ludźmi, których przez ostatnie trzy lata w okresie jesień - zima - wiosna widziałeś codziennie. Nagle tego nie ma i ja się np czuję z tym mega źle. Źle też jest z tymi, których spotykałeś często np w wakacje i nagle nie możesz się z nimi spotkać kiedy tylko chcesz, możesz jedynie zadzwonić. Już pominę fakt tęsknoty za rodziną bo to raczej logiczne. Nie wiem czy tylko ja tak mam, chociaż pewnie nie. Dlatego też ja np nie mogłabym być w związku na odległość, nie potrafiłabym, zwłaszcza kiedy np miałabym świadomość, że koszta są zbyt duże by widzieć się często. Wtedy po prostu odpuszczam i robię wszystko, nawet rzeczy wbrew mojej woli by uniknąć czegoś takiego. 
Zaraz pakuję resztę moich gratów i wychodzę na zajęcia. Dziś mam informatykę i mikrobiologię więc będzie przyjemne. To głupie, ale kurde, lubię zajmować się bakteriami. To takie hm fascynujące :D Co tam, że mogę się zarazić np salmonellą xd Do tego zawsze jak idę na zajęcia to mi się jakoś humor polepsza, trafiłam na tak zajebistych ludzi tam, że sama myśl o tym, że mogę z nimi spędzić trochę czasu, nawet na często nudnych zajęciach mnie cieszy. 
Kończę te wypociny, macie tu piosenkę i bajooo 


Polecam każdemu nową płytę tego wykonawcy bo jest sztos, mega sztos. Chciałam iść na koncert, kombinowałam jak by to zrobić bym mogła pójść. Miałam dwa wyjścia, albo rodzinne miasto albo Lublin, niestety terminy są do dupy i muszę zadowolić się zakupioną płytą odtwarzaną w kółko w mojej wieży. 

czwartek, 29 października 2015

To takie prawdziwe...



Hello from the other side
I must've called a thousand times to tell you:
"I'm sorry, for everything that i've done"
But when I call you never seem to be home

Hello from the outside
At least I can say that I've tried to tell you:
"I'm sorry for breaking your heart"
But it don't matter
It clearly doesn't tear you apart anymore

wtorek, 20 października 2015

Patrycję popierdoliło, ale to chyba nic nowego.

Tak dziś naszło mnie na pisanie więc korzystam i piszę już drugą tego dnia. Tak, ta też będzie o ludziach, jakiż to uniwersalny temat. 
Tym razem o osobach, które były, a których nie ma obok.
Nie wiem czy też tak macie czy tylko ja jestem taka popierdolona, w każdym razie wyłożę tu dziś schemat mojego serca. 
Każdy człowiek odczuwa emocje, nikt nie potrafi się ich wyzbyć, nie ma takiej opcji. Można je uśpić, można ich nie pokazywać, ale one albo w końcu wyjdą na jaw jak wybuch lawy z wulkanu lub po prostu są w nas, ale ich nie widać. Każdy kocha w inny sposób. Każdy ma inny pogląd na miłość. Niektórzy uważają, że zakochać prawdziwie można się tylko raz. Inni uważają, że kochać można wiele razy, raz słabiej, raz mocniej, ale wiele, wiele razy. Ja zaliczam się do tej drugiej grupy. 
Kiedy byłam mała dzieliłam swoje serce. Wyobrażałam je sobie i robiłam komory, dzieliłam je na wiele mieszkań, a w każdym z nich ktoś był. W jednym była mama, w drugim tata, w trzecim brat, w czwartym kolejna osoba. Chyba nawet pozostało mi to trochę do dzisiaj, bo jest to dla mnie najlepszy sposób na ogarnięcie jak to wszystko działa. Pomijając osoby, które kocham od zawsze i od zawsze mają miejsce w moim sercu pojawiły się też inne. Zakochałam się do tej pory dwa razy. Raz kochałam mocniej, raz słabiej. Może główny aspekt przedstawię na podstawie Jezusa. Uh, co za wybór. Jako mała i jeszcze słodka w miarę dziewczynka w swoim małym serduszku, w jednej komorze stworzonej przez moją wyobraźnie mieszkał sobie właśnie ten oto długowłosy pan i takie światełko co to było Bogiem nie? No i ten, teraz ta komora jest pusta. Bo zmieniłam nieco poglądy i no nie jestem już małą dziewczynką.  Boga i jego synka mam bardziej w głowie niż w sercu. 
Kiedy rozmawiam z kimś na właśnie ten jakże poważny temat, poruszam kwestię taką, że jeśli raz już kogoś pokochałam to on już zawsze będzie w moim sercu i go dalej będę kochać, tylko tak wewnętrznie i wcale to nie oznacza, że jak go spotkam to mu się na ramiona rzucę. No i ludzie tego nie rozumieją. No nie rozumieją i są wielce oburzeni, jak tak można. Dla przeciętnego człowieka coś takiego jak zerwanie oznacza od razu nienawiść do tej osoby, o ironio, nawet jeśli nie było zdrady czy nawet jeśli to było zerwanie pokojowe. Najlepiej to się nie odzywać i mieć wyjebane. Natomiast ja kurde nie potrafię tak. Taka osoba dla mnie dalej siedzi w tym "mieszkaniu" w moim sercu, tyle, że w międzyczasie zdążyła wyrwać jego kawałek i wyrzucić do kosza. Bo prawdziwie kochać to nie kochać na chwilę, a potem nienawidzić. To kochać do końca życia, ale też potrafić darzyć miłością innych. Nie jesteśmy jednorazowi, skoro złościć potrafimy się wiele razy to dlaczego nie możemy pokochać wielu osób przez te 80 lat kiedy żyjemy ? No bitch please. 
Jak już wspomniałam, zakochałam się dwa razy do tej pory. I pewnie gdyby to była rozmowa dwóch ludzi to padło by pytanie - ale skąd wiesz, że nadal go kochasz w głębi siebie, a nie, że np jesteś przywiązana ? Odpowiedź jak dla mnie jest prosta. Taki przykład. Dowiadujesz się, że Twoja koleżanka miała wypadek, może umrzeć. Co robisz? Martwisz się, życzysz zdrowia, ale nie lecisz do niej na łeb na szyje, ew podpisujesz się na kartce od całej klasy dla niej do szpitala nie ? Co innego jak dowiadujesz się, że osoba, którą kochałeś, która z Tobą np zerwała lub Ty z nią bo jednak coś w tym związku Cię niszczyło, jest w tej samej sytuacji. 1/3 ludzi wpadnie w panikę, płacz i nie zrobią nic, kolejna 1/3 będzie niewzruszona, a ostatnia 1/3 płacząc, wsiądzie w samochód lub najbliższą taxi i będzie na łeb na szyje lecieć do tej osoby. Wiecie w której 1/3 jestem ? W tej ostatniej. Choćbym nie rozmawiała z taką osobą 3 msc, 2, 5, 10 lat nie będę potrafiła być niewzruszona. Ja nadal się martwię o takie osoby, nadal o nich myślę, mniej lub bardziej. Z czasem coraz mniej, to prawda, ale jednak. Zastanawiam się co u nich, a gdy nie jestem czegoś pewna lub chcę się czegoś dowiedzieć potrafię zrobić nawet najbardziej irracjonalne rzeczy. I choćbym była obrażana, mówiono mi polskie - spierdalaj to ja i tak jak przyjdzie co do czego przyjdę w takim momencie, a jeśli to nie będzie możliwe, przyjdę na pogrzeb i pożegnam się po raz ostatni bez żadnej urazy.
Tak właśnie mam i sądzę, że to się nigdy nie zmieni. Póki co nie jestem w stanie pokochać po raz kolejny, bo mimo, że to możliwe to ciężkie, bardzo ciężkie. Mimo wszystko czekam, aż ktoś zajmie kolejną pustą komorę w moim sercu, że tak to określę haha ;p 

Przy­jaźń jest jak ma­lut­ka perła błyszcząca na dnie wzburzo­nego oceanu życia.

Ludzi dzielę na parę rodzajów. Jednym z nich jest człowiek nieznajomy, człowiek, który jest mi obojętny, człowiek, którego nie znam, ale mogę poznać bo nie darzę go wrogością. Drugim jest osoba, którą znam, ale jest mi równie obojętna co poprzedni typ, tyle, że nie ciągnie mnie do tego by poznać go lepiej. Następnie jest przyjaciel rodziny, nie jest osobą, której powiem wszystko bo to nie jest mój przyjaciel, ale wiem, że mogę zadzwonić do takiej osoby kiedy coś złego się dzieje, interesuje ją jak się czuję i co u mnie, wie co lubię, a czego nie. Lubi mnie, a ja jego, mamy bardzo dobry kontakt, ale to przyjaciel rodziców, nie mój. Darzę taką osobę dużym szacunkiem i wiem, że nie muszę się zachowywać sztywno mimo, że jest dużo ode mnie starszy. Kolejnym rodzajem jest znajomy. Zazwyczaj jest to osoba na etapie przejściowym do etapu przyjaciela. Tylko, że o bycie przyjacielem trudno w tych czasach. Potem rzecz jasna jest przyjaciel, ukochany, a potem członek rodziny. Właśnie w tej kolejności, tak, najważniejszymi osobami w moim życiu będzie moja rodzina, choćbym nie wiem jak kochała mojego chłopaka (którego może kiedyś będę miała), dopóki nie zdecyduje się na ślub, ważniejsza będzie rodzina. Dodatkowo często też przyjaciel jest na równi z ukochanym i wielu ludzi nie potrafi tego zrozumieć. Oni chyba nie wiedzą, że przyjaźń to taka inna miłość. 

Poznałam oczywiście wielu ludzi. Mimo, że jestem szarą mychą to lubię poznawać nowe osobowości, nawiązywać kontakt międzyludzki. Ostatnio dużo rozmyślam na temat osób do których mam pewne naprawdę miłe uczucie. Dotyczy ono moich przyjaciół. Dobranie przyjaciela jest trudne, tak przynajmniej się mówi. Mówi się, że niektóre przyjaźnie są jak źle zawiązany supeł, bardzo szybko mogą się rozwiązać. Natomiast moim zdaniem jeśli przyjaźń się kończy, to to nigdy przyjaźń nie była. Przyjaźń tak naprawdę pojawia się na jedno pstryknięcie palca. Czasami już podczas pierwszej rozmowy wiesz, że to nastąpiło, a czasami zdajesz sobie z tego sprawę jak zaczynasz logicznie myśleć. Mam wokół siebie właśnie parę takich osób i mam to cholerne, cudowne uczucie, że to się nigdy nie skończy. Bez problemu mogę sobie wyobrazić w głowie obraz nas jak już mamy dzieci, mężów i żony oraz jak jesteśmy już starzy, siwi, brzydcy, ale na swój sposób urokliwi. I mimo, że szczęście daje miłość, znaczy się osoba ukochana obok, ja nie potrafiłabym być szczęśliwa bez przyjaciół. Dlatego się wkurwiałam i nie dawałam za wygraną kiedy ktoś był zazdrosny o to, że widuje się z dajmy na to, Rafałem. No szlak mnie brał. 
Przyjaciel to ktoś tak bardzo wyjątkowy. Ktoś kto jest szczery, ktoś kto bez problemu powie Ci - Ty grubasie, przestań tyle jeść lub zdejmij to z siebie, wyglądasz brzydko. I nie będzie to chamskie, będzie to takie w sam raz. To jest ktoś kto za każdym razem gdy Cię odwiedza przywozi Ci słodycze mimo, że sama je od niego czasami kupuję, a nie biorę za darmo. Ktoś kto zadzwoni z życzeniami urodzinowymi o 00:00, a nie o 23.59 kiedy urodziny już się skończyły lub wgl następnego dnia. Zadzwoni o tej nieludzkiej godzinie by obudzić Cię i krzyknąć STO LAT, a nawet zaśpiewać pełna urodzinową piosenkę. To ktoś kto wie czy kręcisz się jak śpisz, jaki jest Twój ulubiony smak lodów, kto mimo, że nie lubi pokazywać się w stroju kąpielowym stanie przed tobą w samej bieliźnie, ktoś kto obwieści Ci, że robi kupę już 3 raz tego dnia, albo mimo, że krępuje się załatwiać dwójkę przy ludziach, wyprosi wszystkich z domu oprócz ciebie, bo Ty mu nie przeszkadzasz, kurde, to ktoś kto wie prawie wszystko. I co smutne czasami wie więcej niż mama czy tata. Bo to z taką osobą rozmawiasz godzinami, mówiąc również rzeczy, których za chiny nie powiesz rodzicom, typu - sex był zajebisty xd 
Dziękuję każdej osobie, o której mogę powiedzieć, że jest właśnie kimś takim dla mnie. Może się wydawać trochę takie dziwne, że piszę coś takiego i dziękuje na blogu, ale fakt jest taki, że oni i tak wiedzą jak bardzo wdzięczna jestem bo gdy powiedzą - kocham Cię, ja powiem - ja cb też i to nie będzie dziwne. 

niedziela, 18 października 2015

Fotogenicznie.

Dobra, żartowałam. Tak wiem, bardzo zabawne, ale zwalę to na jesienną chandrę ok ? 
Nie potrafię nie pisać, to jeden z moich nielicznych sposobów na uwolnienie emocji, ot co. 
Dzisiaj na spokojnie, o tej h nie przychodzą mi na myśl żadne refleksje mimo, że zazwyczaj jest ich za dużo. Dziś jestem po prostu zmęczona, zaraz idę spać. Wczoraj od 6.00 do 2.00 na nogach, dziś co prawda pospałam do 12, ale łaziłam to tu to tam, musiałam uczyć się na zaliczenie, które mam w poniedziałek także można powiedzieć, że padam na ryj. 
Wstawiam parę zdjęć, które nacykałam ostatnimi czasy, zdjęcia tatuażu nie wstawię bo te, które zrobiono mi w studiu mi się nie podoba, moim zdaniem zrobione beznadziejnie, a ja sama do tej pory nie mogę sobie zrobić jakiegoś sensownego. Ciężko jest trzymać cycki i robić sobie zdjęcie xd 




Mój mąż <3




 Nie wiem co, ale coś mnie zauroczyło w tej ścianie. Nie pytajcie.


Moje drugie zwierzę mocy, heh. 


 Widzicie te latające liście ? Na żywo mnie to po prostu mega oczarowało. 


I znowu on, podczas przyglądania mu się i robienia zdjęć szarżował na siatkę (pewnie chciał na mnie, nie dziwie mu się).



 Szerszeniem ? 


To drzewo ma ponad 300 lat :o Dąb mocy, jeden z wielu w miejscu gdzie zrobiłam te zdjęcie.


środa, 14 października 2015

No to PA.

Zmuszam się właśnie do tego by coś napisać i wiecie co ? To bez sensu. Napiszę jak najdzie mnie ochota i tyle, póki co powiedzmy, że zawieszam bloga, nikogo i tak nie interesuje moje życie itd itd. No to pa

czwartek, 1 października 2015

Nowy etap - czas START

HEJHO
Jest dobrze, naprawdę, jest mega dobrze. Nadal się boję , nadal się stresuję, ale żyję i nie jest tak źle jak myślałam, że będzie. Ostatnio dużo się dzieje, spełniłam swoje marzeeeenie ! Albowiem zrobiłam sobie tatuaż. Coś o czym marzyłam od długiego czasu, na początku chciałam zrobić na żebrach, ale zmieniłam zdanie i pierwszy jaki zrobiłam jest to tatuaż na mostku czyt. pod moimi piersiami. Wstawiłabym zdjęcie, ale nadal czekam, aż dostanę takie, które jest dobrej jakości. Wstawię jak tylko będę miała taką możliwość. Aktualnie siedzę w Lublinie i wiecie co ? 


Jestem studentką ! <3

Dziś odebrałam właśnie mój indeks. Niektórzy mówią, że UP jest zacofane, bo większość uczelni ma już opcję elektroniczną, ale ja osobiście cieszę się, że mam w takiej wersji. Będzie to dla mnie mega zajebista pamiątka jak ukończę te studia, a taki mam plan :3 To jednak zupełnie coś innego niż elektronicznie, tak..hm lepiej. 
Wczoraj miałam integrację także poznałam sporo ludzi. Jestem zachwycona tym jak bardzo otwarci i pomocni są. Nie mam żadnego problemu, żeby się z nimi dogadać chociaż na początku było mi ciężko, stresowałam się cholernie. 
Jutro mam pierwsze zajęcia i szczerze to nie mogę się doczekać. 
Powiem wam, że mieszkanie samemu jest trudną sprawą. Co prawda mam dużo wolności itd, uczę się samodzielności i to jest fajne, ale już zauważyłam, że gadam sama do siebie xd. Nie mam do kogo gęby otworzyć i to jest strasznie dołujące. Pocieszam się faktem, że przyjaciół i znajomych mam i będę miała, co z tego, że w Białymstoku. Z czasem lepiej poznam też tych tutaj, w Lublinie, mam taką nadzieję. 
Ta notka jest typowo - co u mnie. W związku z rozpoczęciem nowego etapu w moim życiu, który bądź co bądź wiązał się z wieloma nieprzyjemnymi dla mnie decyzjami i wyrzeczeniami, mam zamiar dać sobie porządnego kopa w dupę. Mam nadzieje, że dzięki temu będę tu zaglądać częściej, a tymczasem : 
BAJO 



środa, 23 września 2015

#BioreDoBuzi

Oglądając filmik na YouTubie zostałam poinformowana o cudownej stronie dzięki, której większość z nas może wspomóc osoby chore na białaczkę. Jest to nowotwór krwi, choroba groźna przez którą wiele osób traci swoje cenne życie. Rejestracja jest darmowa, wysyłane zostają patyczki oraz formularz zgłoszeniowy. Należy pobrać wymaz i odesłać. Jeśli ktoś będzie Cię potrzebował, zadzwonią do Ciebie. Można uratować komuś życie. Dzisiaj sama zarejestrowałam się na owej stronie i pozostaje czekać na patyczki. Mam nadzieję, że będę mogła komuś pomóc poprzez oddanie moich komórek macierzystych. Zapraszam wszystkich, którzy czytają mojego bloga do udziału w tej akcji. 
http://www.patyczekdobuzi.pl/

W najbliższym czasie mam zamiar również wypełnić odpowiedni wniosek a propo moich narządów, a za parę miesięcy zacząć honorowo oddawać krew. 
Ludzie są okrutni, to zwierzęta co niszczą świat, ale wśród tych ludzi są też tacy, którzy mają w sobie delikatność, człowieczeństwo lub niewinność i takich ludzi trzeba ratować. Każdy zasługuje na pomoc, a skoro w tak prosty sposób można ją dać to czemu by tego nie zrobić ? 

środa, 9 września 2015

Kiedy człowiek Cię kocha, to widzi w Tobie coś niezwykłego. Dodaje Ci jakąś wartość.

"Wiem, że jestem dziwny na wiele sposobów. Myślę, że widzę świat inaczej od innych ludzi. I zawsze tak było"

Właśnie skończyłam oglądać niesamowity film. Nie do końca wiem dlaczego wydaje mi się niesamowity. Myślę, że po prostu poruszył coś wewnątrz mnie, nie potrafię tego określić. Mam trochę wspólnego z głównym bohaterem, ale jest tego niewiele. Może to przez treść jaką przekazuje, przez to jak został ten film przedstawiony. Ten film jest po prostu piękny lecz sądzę, że nie każdego może poruszyć. 
Uzmysławia on, że dziwność nie jest zła. Ja nie musiałam co prawda sobie tego uświadamiać bo ja już od dawna to wiem, ale zdaję sobie sprawę z tego, że wiele ludzi nie. Często gdy ktoś jest inny, dziwny, na swój sposób wyjątkowy, jest szykanowany, poniżany i wytykany palcami. To nie powinno tak działać. Ludzie mają to do siebie (nie wszyscy, ale większość), że gdy ktoś jest inny niż oni lub ogół to jest "zły", nienormalny, powalony itd., itd.. 
Mam w mojej głowie miliony myśli choć niektórzy mogą uważać, że nie myślę zbyt wiele lub nie robię tego wcale. Doskonale zdaję sobie sprawę z tego, że moje poglądy, mój tok rozumowania i sposób patrzenia na świat jest dużo inny. Mam 19 lat, póki co nie poznałam nikogo kto myślałby przynajmniej w połowie tak jak ja. Powoduje to w sumie wiele zgrzytów i problemów kiedy rozmawiam z kimś na temat poglądów. Były momenty kiedy uznawałam, że nie będę się nimi dzielić. Niektórzy po prostu nie rozumieją albo nawet nie starają się zrozumieć poglądów innego człowieka. Ostatnio rozmawiałam z moim kolegą i on totalnie nie mógł zrozumieć, że ja mówiąc pewne rzeczy, uważając tak, a nie inaczej, do niczego nie dążę. Narastała w nim tylko coraz większa irytacja. Tak samo miałam z moim ex w sumie. Gdy tylko poruszaliśmy jakiś temat, że tak powiem z dziedziny tematów egzystencjalnych np to kończyło się to sprzeczką, zdziwieniem lub totalnym brakiem zrozumienia co nas tak naprawdę niszczyło. Nie mówię, że brak zrozumienia itd. był tylko z jego strony, ale częściej było tak, a nie odwrotnie. Czasami zastanawiam się czy kiedykolwiek spotkam osobę, która idąc drogą nagle przystanie bo coś ją zachwyciło, osobę, która myśli chociaż w 50% tak jak ja. Tu nie chodzi o to, że ja uważam mój sposób myślenia za jedyny prawidłowy, ja chciałabym po prostu móc dzielić się tym z osobą, która naprawdę mnie zrozumie i powie - ja też tak mam. Nie szukam takich osób i nie mam zamiaru tego robić, ale nie powiem, przyjemnie by było poznać kogoś takiego. Co najważniejsze, ja nie uważam, że coś jest ze mną nie tak tylko dlatego, że nie myślę jak każdy. W sumie mówiąc nieskromnie, uważam, że to czyni mnie wyjątkową. Kiedyś tak nie myślałam, często myślałam - kurwa, co jest ze mną nie tak ?, ale wiem, że nic. Jestem jaka jestem i dziękuję za to, że taka jestem. Nie chciałabym być kolejna "kopią". 
Kończąc mój wywód, naprawdę polecam film "X+Y". Tak, nazwa nawiązuje do matematyki, którą o zgrozo polubiłam od kiedy zaczęłam ją rozumieć, ale spokojnie film nie opiera się głównie na niej, jak się spojrzy głębiej to jest tylko niezbędnym tłem. 

piątek, 4 września 2015

Krótko i na temat


W Ciechanowcu (tudzież Ciechocinku xd) było zajebiście. 
Kocham spędzać czas z tymi ludźmi, uwielbiam ich, chciałabym tam wrócić. 













wtorek, 25 sierpnia 2015

Będąc sobą.

W poszukiwaniu inspiracji na napisanie czegoś interesującego lub chociaż zdatnego do przeczytania weszłam na znaną stronkę z cytatami. Przeglądałam tak wstawione dzisiaj i takie jakie po prostu się znalazły po drodze i natrafiłam na zdanie użytkowniczki o imieniu Karolina, która napisała :
Przepraszam za to, kim byłam
To się więcej nie zdarzy
I tak pomyślałam sobie, jak można przepraszać za to kim się było albo kim się jest ? Bo wg mnie zawsze jest się sobą, czy to w przyszłości czy to w teraźniejszości. Czasami jedynie pokazujemy różne strony swojego bycia sobą. Dużo osób tłumaczy się, że nie byli sobą bo zrobili coś pod pod wpływem alkoholu co było do nich niepodobne. Czy prawda nie jest taka, że każdy człowiek ma swoją ciemną i jasną stronę ? Są takie rzeczy o których istnieniu nawet nie zdajemy sobie sprawy. Na przykład nie zdajemy sobie sprawy, że możemy kogoś zabić. To okaz tej złej strony. Większość ludzi na pytanie - zabiłbyś innego człowieka, odpowiada - nie, nie ma opcji, ale przecież każde z nas może stać się w takim niebezpieczeństwie, że to będzie jedyne wyjście. Nasz umysł, nasze ciało samo zareaguje i to po prostu się stanie. Nie zdajemy sobie chyba sprawy z tego co potrafilibyśmy zrobić, całkowicie pomijając moralność naszej osoby. Tylko od nas zależy, której stronie pozwolimy się częściej uzewnętrzniać, tej jasnej, czy tej ciemnej. Każdy człowiek jest wyjątkowy i każdy człowiek powinien być sobą. Niektórzy udają innych ludzi, ale nawet w tym udawaniu jest część tego kim jesteśmy. Najwidoczniej taki człowiek jest taki, że boi się tego kim jest, wstydzi się tego i udaje kogoś innego cały czas pozostając w tym byciu sobą, taki już jest. Nie da się ukryć takich rzeczy jak nasza osobowość, charakter czy chociażby wygląd, bo nawet pod warstwą makijażu będzie widać piegi. Udając kogoś, próbując zachowywać się inaczej zawsze jakoś, dziwnym lub nie dziwnym trafem wyjdą kawałki tego kim jesteśmy. Na moim przykładzie. W gimnazjum zasłaniałam się maską, nie pokazywałam prawdziwej siebie, ale nadal nią byłam. Problem w tym, że nikt inny nie widział prawdziwej mnie lub widział tylko strzępy. W tym wszystkim nie straciłam poczucia - jestem sobą. Już całkowicie pomijając fakt, że bez sensu jest udawanie...to i tak wyjdzie, zawsze wychodzi. Chyba, że zaczynamy wierzyć, że faktycznie jesteśmy tacy...wtedy się po prostu tacy stajemy, zmieniamy się. Wiele osób mówiło mi, że ludzie się nie zmieniają. Nie wierzę w to. I owszem robią to, niektórzy nieznacznie, niektórzy bardzo i nie mówię tu o wyglądzie. Dajmy na to sam okres dojrzewania. Nastolatek wtedy cały czas się zmienia. Od niedojrzałego dzieciaka do dzieciaka w okresie buntu, dzieciaka szukającego jakiejkolwiek rozrywki, osoby szukającej miłości, zdobywającej doświadczenia aż staje się tym czym jest zapewne po dziś dzień. Każdy przechodzi parę etapów w swoim życiu i wiele z nich to zmiany, które kształtują nasz charakter. Kiedyś nienawidziłam różu, a teraz lubię jego jeden odcień - pudrowy. Nienawidziłam fasolki, teraz ją kocham. Byłam cholernie kłótliwa, teraz nie jestem. Człowiek może się zmienić, poprzez niwelowanie wad, nowe doświadczenia życiowe czy słuchanie innych ludzi, ale w tym wszystkim ciągle jest sobą bo zawsze, ale to zawsze są jakieś stałe, które nie zmienią się nigdy. 
Istnieje też coś takiego jak poszukiwanie siebie. Sądzę, że większość ludzi zastanawiało się nad tym trudnym pytaniem jakim jest - kim ja jestem ? Moim zdaniem wystarczy tylko wejrzeć w głąb siebie, widać to gołym okiem. Wystarczy spojrzeć na nasze wady, zalety, to co lubimy, a czego nie, na charakter itd itd. To właśnie jest wiedza na temat tego kim się jest. Drugim etapem jest jedynie akceptacja tego i brak chęci na jakiekolwiek udawanie czy zakładanie maski. 
Wracając do zacytowanego stwierdzenia - pod żadnym pozorem nie można przepraszać za to kim się było. Bo nadal się tą osobą jest. Można przepraszać za to co się zrobiło, ale nie za to kim się jest czy było...to okropne. To jest otwarte przyznanie się do tego, że primo, nie akceptuje się samego siebie, secudno - odbiera się sobie samego siebie. 


Ja akceptuje siebie taką jaką jestem, a przynajmniej w kwestii osobowości. Jestem sobą i pokazuje to światu i nie mam zamiaru nikogo przepraszać za to kim jestem. To chore. Jeśli komuś nie pasuje to kim jesteś to ta osoba nie jest warta Twojej uwagi, po prostu. 

sobota, 22 sierpnia 2015

Tragicznie-śmieszno.

Czas na notkę! 
Aktualnie mam przerwę w pracy. Znowu wykonuję ją w domu, ale tym razem na spółę z bratem. Zbiera hajs na kompa więc mi to nie przeszkadza, wiem jak go potrzebuje...jego teraźniejszy ledwo zipie. Ostatnio dzieją się w sumie same przyjemne rzeczy. Byłam na spływie kajakowym jak co roku i było całkiem zajebiście. Co prawda trochę się tam krępowałam przez 1 osobę, ale jakoś to przeżyłam. Nie ma to jak zrobić z siebie niedojrzałego dzieciaka, którym się w sumie było, a po 3 latach czuć się mega głupio jak się daną osobę spotka nie ? Cała ja...za dużo przejmuje się opinią innych. Meh. Widziałam się też z Rafałem i spędziłam naprawdę świetnie czas, wypiłam mnóstwo pysznych piw (spokojnie, takich malutkich), pogadałam, pośmiałam się jak dawno się nie śmiałam i po prostu czułam się dobrze. Naprawdę dobrze. Byłam też z Kla na zakupach przez cały dzień. Ominęłyśmy przystanek, gadałyśmy z dziwną starszą panią, zaszłyśmy do Agata meble tylko po to by popatrzeć, kupiłam jej Ferba, ona mi rurkę z kremem, w Empiku spędziłyśmy chyba z 2h czytając poradniki na temat sexu i innych dziwnych rzeczy, Kla wydurniała się moim patykiem do selfie i kurde, było zajebiście. Wieczorem z chłopakami i Kla na ognisku sobie posiedziałam, wypiłam piwo, pogadałam i wróciłam do domu mega zmęczona. Aktywnie, nie powiem. Wczoraj na mieście, dziś na mieście. Stwierdzam, że jestem mega zadowolona z tych wakacji pomimo wszystkich 'ale'. Niedługo wyjazd do Ciechanowca na 5 dni z ekipą, i can't wait.
Ogólnie rzecz biorąc skończył mi się serial, który oglądałam namiętnie od długiego czasu, ale już znalazłam nowy dzięki któremu naszła mnie pewna refleksja. Występuje w nim dużo relacji damsko-męskich. W większości są z dupy wzięte, głupkowate i trochę nierealistyczne, ale niektóre są takie jakie ja chciałabym mieć. Była jedna taka scena w której para rozstała się. Niby nic nadzwyczajnego, ale fajne było to, że potrafili to zrobić w normalny sposób. Nie rzucali w siebie gównem, normalnie rozmawiali, mieli do siebie szacunek. Nikt nikogo nienawidził tylko za to, że im nie wyszło. Rozumieli powód i nadal darzyli się pozytywnymi emocjami, a nie traktowali jak największych wrogów. Chciałabym tak. Ja tak robię, ale większość ludzi nie. Jak już znajdą powód, który może im wystarczyć do nienawiści to dokładają do niego kolejne, często wymyślone. Dlaczego tak jest? I dont' know. 
Do tego stwierdziłam, że po chuk ja się przejmuję tym, że mi brak czułości, kogoś obok. Doszłam do wniosku, że jak nadejdzie czas to będzie. Póki co nie mogłabym i tak w coś się zaangażować. Gadam z wieloma facetami ostatnio, wielu chce się spotkać, ale zdałam sobie sprawę, że ja nie chcę. Minęło za mało czasu, nie potrafię jak niektórzy skakać z kwiatka na kwiatek. Po dniu, tygodniu, miesiącu, 2, 3 wejść znowu w związek. Nie jestem w stanie. Do dupy jest takie parcie na to, szukanie, zamartwianie się i narzekanie, że jest jak jest. Jest przecież dobrze, nawet bez tego...Ludzie, zadziwiają mnie...jak można mówić komuś, że się go kocha, pisać różne rzeczy, a po naprawdę krótkim czasie już mieć kogoś innego, miłość nagle znika, jest dajmy na to nienawiść, nazywanie suką, a do tej nowej osoby pisać i mówić takie same rzeczy co do poprzedniej. Nie czaaaje, a takich ludzi jest coraz więcej i to nie tylko jeśli chodzi o sferę związków, a nawet sferę przyjaźni i zwykłych znajomości. Tragicznie-śmieszno.


Wgl mam już pomysł na wygląd bloga, pisałam już o tym wcześniej, że chcę coś zmienić, ale dopiero wczoraj w nocy wpadłam na to jak chcę by to wyglądało. Więc jak tylko znajdę wolny czas to się tym zajmę. 
A teraz idę pracować.




czwartek, 13 sierpnia 2015

Pomyśl życzenie.


Przez 40 min widziałam 25 spadających gwiazd. Trzy z nich były duże, jasne i naprawdę długo leciały, a u 1 z nich widziałam jak wybucha na końcu z rozbłyskiem. 25 życzeń posłałam w kosmos. 
Coś przepięknego, pierwszy raz widziałam coś takiego jak spadająca gwiazda, uroniłam łzę...to chyba wrażliwość. Mogłabym patrzeć na to w nieskończoność. 


środa, 12 sierpnia 2015

Mam pasy i znaki na niebie. Na ziemie patrzą gwiazdozbiory.

Tej nocy mam zamiar obserwować gwiazdy. Ponoć ma naprawdę dużo ich spaść. Perseidy, tak się nazywają. Całkiem ładna nazwa. Naiwnie pomyślę życzenie, może nawet kilka i postaram się wierzyć, że mogą się spełnić. Chciałabym móc patrzeć na nie z kimś. Zawsze takie małe marzenie miałam, taka wizje jak z filmu. Leżę na trawie z moja miłością obok mnie i obserwuje co wszechświat ma nam do pokazania. Kocham patrzeć w niebo, wtedy też widać nieskończoność... i piękno.

Tę piosenkę uwielbiam <3 



It's just another night

And I'm staring at the moon
I saw a shooting star
And thought of you




I bardzo lubię słuchać nocą gwiazd. To tak jak pięćset milionów dzwoneczków...
~Mały Książe

Czy gwiaz­dy świecą tyl­ko po to, aby każdy mógł zna­leźć swoją? 
~Antoine de Saint-Exupéry

Ah te starocie...



Every breath you take 
And every move you make 
Every bond you break every step you take 
I’ll be watching you 

Every single day 
And every word you say 
Every game you play
every night you stay 
I’ll be watching you 

Oh, can’t you see 
You belong to me 
How my poor heart aches 
With every step you take 
Every move you make 
Every vow you break 
Every smile you fake 
every claim you stake 
I’ll be watching you 

Since you’ve gone I’ve been lost without a trace 
I dream at night I can only see your face 
I look around but it’s you I can’t replace 
I feel so cold and I long for your embrace 
I keep crying baby, baby please
Oh, can’t you see 
You belong to me 
How my poor heart aches 
With every step you take 
Every move you make 
Every vow you break 
Every smile you fake 
every claim you stake 
I’ll be watching you 
Every move you make every step you take 
I’ll be watching you 
I’ll be watching you


poniedziałek, 10 sierpnia 2015

W internecie tchórze staja się odważni... to inny świat.

Chciałabym by parę osób powiedziało mi parę rzeczy w twarz.
Chciałabym by ktoś oddał mi to co mi zabrano. 
Mimo wszystko nie żałuje. 
Ale tragicznie śmieszne jest to jak niektórzy się zachowują.
Tragiczne i zaskakujące jest to, że po pewnym czasie robią rzeczy o które nigdy byśmy ich nie posądzali. 
Ludzie są dziwni. 
Ja też, ale niektórzy potrafią być bardziej niż ja, a uwierzcie, ja jestem naprawdę wyjątkowym przypadkiem. 

niedziela, 9 sierpnia 2015

When I say...

Od płaczu do śmiechu. Od miłości do nienawiści. Dlaczego ludzie czasami nie potrafią po prostu milczeć ? Nic nie pisać, nic nie mówić, zachować tą nienawiść dla siebie ? Dlaczego ludzie są tak destrukcyjni, niszczą wszystko, ranią innych i robią to umyślnie ? Zdarza mi się zniszczyć, zranić, ale 9 na 10 przypadków są to przypadki spowodowane nieumyślnie. Za dużo wymagam od świata i od ludzi. Byłam głupia wierząc w to, że ktoś kto kiedyś mówił miłe słowa już zawsze będzie takie wypowiadał, do mnie, czy na mój temat. Ja staram się milczeć zamiast wypowiadać słowa, których mogę później żałować. Zdałam sobie sprawę, że często okazuję zbyt dużo serca osobom, którym jak czas pokazuje, nie powinnam go okazywać. Tak szybko darzę ludzi zaufaniem, oddaje całą siebie, oddaje serce, myśli, a potem jedyne co ja dostaje to wielkie śmierdzące gówno. Przykre dla mnie jest to, że wielu ludzi nie rozumie faktu, że czasami trzeba zrobić coś czego się nie chce zrobić. Coś czego skutki będą nieodwracalne, coś co będzie przykre. Czasami trzeba. Ludzie to egoiści i sama też jestem egoistką, ale nie tak jak większość. Ja po prostu wychodzę z założenia, że często daję za dużo innym i tym samym daję za mało sobie. Poświęcam czas i nerwy dla innych ludzi i przy tym tracę siebie, swój komfort. Poświęcam się tak bardzo, że sama często na tym tracę. Uznałam, że czas skończyć z czymś takim bo to rzadko daje takie skutki jakie bym chciała czyli - wdzięczność lub chociaż czyste milczenie, które mimo, że poparte nienawiścią jest lepsze niż złe słowa. 
Będąc nad morzem miałam mnóstwo czasu na to żeby przemyśleć sobie pewne sprawy. Niektóre myśli pozostały w mojej głowie nietknięte bo zdałam sobie sprawę, że one tak szybko nie znikną. Zawsze gdy jadę nad morze i kiedy pierwszy raz moja stopa dotyka piasku czuję coś cudownego. Dopiero wtedy czuję jak bardzo za tym tęskniłam, jakie ukojenie mi to dało i czuję jeszcze coś czego nie potrafię opisać. Kiedy pierwszy raz od dawna patrzę na morze to staję jak wryta, dosłownie. Stoję, słucham i patrzę. Mogłabym porównać morze do nieskończoności, bo właśnie tak tą nieskończoność sobie wyobrażam. Morze, które nigdy się nie kończy, a przynajmniej gdy się na nie patrzy. Może to głupie, ale czasami jak tak na nie patrzę to chciałabym żeby mnie ze sobą zabrało, chciałabym się tak w nim zatopić i nie wrócić. Nie to, że chcę się zabić, ale po prostu gdy na nie patrzę to mam ochotę wejść do tej lodowatej wody i iść, płynąć przed siebie, aż złapie te słońce, które tonie w tej wodzie. Więc gdy już jestem blisko tej nieskończoności to lubię do niej dążyć, sama. Wychodziłam wieczorem i szlam łapać zachód. Nie wychodziło mi to bo słońce porywały chmury, ale i tak czułam magię. Chodziłam po mokrym piasku, woda łaskotała moje stopy i czułam się wolna. Myślałam, tak dużo wtedy myślałam. Na każdy możliwy temat, a szczególnie na takie tematy na które nie mam czasu. Wylałam niemymi słowami w kierunku horyzontu tęsknotę, smutek, radość, miłość, wszystko co teraz czuję. Siadałam na piasku i po prostu patrzyłam. Obserwowałam ludzi, zwierzęta. Patrzyłam na te wszystkie szczęśliwe i nieszczęśliwe osoby. Na 3 osobową rodzinę, mamę, tatę i córkę. Byli szczęśliwi, śmiali się, córka mimo iż miała już z 15 lat biegała radośnie, rozmawiała, aż biło od nich szczęście. Może tam mieszkali, może przyjechali i ten wyjazd dal im tę magię, a może po prostu dobrze im ze sobą. Widziałam dzieci budujące zamki z piasku i rodziców patrzących na nie z miłością w oczach. Widziałam też samotnych ludzi ze spuszczoną głową, może wcale nie byli nieszczęśliwi, a też tak jak ja, zatracali się w swoich myślach. 
Potrzebuje takich wyjazdów, ale nie tylko dlatego, że chcę np poopalać się czy spędzić czas z rodziną. Po prostu mam potrzebę wracania do miejsc, które pokochałam. Nie wiem czy ktoś jeszcze ma tak jak ja, że czasami przez umysł przelatuje myśl, tak natarczywa, że od razu powoduje ogromną chęć na pójście w jedno konkretne miejsce. Takich miejsc mam mnóstwo, powiązane ze mną wspomnieniami lub odkryte przypadkowo. Plaża niedaleko Międzyzdroi, plaża w Dębkach, ale nie cała tylko to miejsce gdzie wypływa rzeka, las w Kleosinie, ale nie cały tylko miejsce w którym niegdyś wisiała huśtawka, las w Sochoniach, nie cały, a parę konkretnych miejsc, Białystok, konkretne ławki rozrzucone w parku, ukryta ścieżka w Lesie Zwierzynieckim, Tobołowo, plaża nad jeziorem, obca działka, na którą nie powinnam wchodzić, Deniski, parę miejsc itd itd. Do tych miejsc zawsze będę wracać, dotarłabym tam nawet z zamkniętymi oczami. Niektóre wzbudzają ból, inne spokój, a jeszcze inne radość. Różnie i są to miejsca moich przemyśleń, miejsca w które wolę chodzić sama. Tylko raz zabrałam osobę w 1 z takich miejsc, myślałam, że ona na to zasługuje, był to most z torami nad rzeką. Gdybym kiedyś znikła to jestem pewna, że można by było znaleźć mnie w jednym z tych miejsc. 
Podczas tego wyjazdu zdałam sobie sprawę z wielu rzeczy...np tego, że nie jestem w stanie przyspieszyć znikania bólu i tęsknoty, że wszystko co nieświadomie robię w tym celu i tak nie pomoże, że mam ludzi, których kocham, ale mimo wszystko ciągle czegoś mi brak. Nie wiem czego, to właśnie ten brak czegoś powoduje u mnie melancholijny humor, którego mnóstwo ludzi u mnie nie cierpi, bo wtedy jestem taka hm bez życia, taka obojętna. Wiem też, że to coś przyjdzie do mnie w odpowiednim czasie, a na razie trzeba po prostu żyć. Skupić się na tym co ważne, a nie wiecznie rozpamiętywać.... 


When I say, "I miss you"
I really do mean it. I'm not the type of person to only say those 3 words when I need something from you. If I tell you that I miss you, it means that you mean a lot to me.

I don't know what I want in life. I don't know what I want right now. All I know is that I'm hurting so much inside that it's eating me, and one day, there won't be any of me left.

Our relationship wasn't toxic, you were.