wtorek, 20 października 2015

Patrycję popierdoliło, ale to chyba nic nowego.

Tak dziś naszło mnie na pisanie więc korzystam i piszę już drugą tego dnia. Tak, ta też będzie o ludziach, jakiż to uniwersalny temat. 
Tym razem o osobach, które były, a których nie ma obok.
Nie wiem czy też tak macie czy tylko ja jestem taka popierdolona, w każdym razie wyłożę tu dziś schemat mojego serca. 
Każdy człowiek odczuwa emocje, nikt nie potrafi się ich wyzbyć, nie ma takiej opcji. Można je uśpić, można ich nie pokazywać, ale one albo w końcu wyjdą na jaw jak wybuch lawy z wulkanu lub po prostu są w nas, ale ich nie widać. Każdy kocha w inny sposób. Każdy ma inny pogląd na miłość. Niektórzy uważają, że zakochać prawdziwie można się tylko raz. Inni uważają, że kochać można wiele razy, raz słabiej, raz mocniej, ale wiele, wiele razy. Ja zaliczam się do tej drugiej grupy. 
Kiedy byłam mała dzieliłam swoje serce. Wyobrażałam je sobie i robiłam komory, dzieliłam je na wiele mieszkań, a w każdym z nich ktoś był. W jednym była mama, w drugim tata, w trzecim brat, w czwartym kolejna osoba. Chyba nawet pozostało mi to trochę do dzisiaj, bo jest to dla mnie najlepszy sposób na ogarnięcie jak to wszystko działa. Pomijając osoby, które kocham od zawsze i od zawsze mają miejsce w moim sercu pojawiły się też inne. Zakochałam się do tej pory dwa razy. Raz kochałam mocniej, raz słabiej. Może główny aspekt przedstawię na podstawie Jezusa. Uh, co za wybór. Jako mała i jeszcze słodka w miarę dziewczynka w swoim małym serduszku, w jednej komorze stworzonej przez moją wyobraźnie mieszkał sobie właśnie ten oto długowłosy pan i takie światełko co to było Bogiem nie? No i ten, teraz ta komora jest pusta. Bo zmieniłam nieco poglądy i no nie jestem już małą dziewczynką.  Boga i jego synka mam bardziej w głowie niż w sercu. 
Kiedy rozmawiam z kimś na właśnie ten jakże poważny temat, poruszam kwestię taką, że jeśli raz już kogoś pokochałam to on już zawsze będzie w moim sercu i go dalej będę kochać, tylko tak wewnętrznie i wcale to nie oznacza, że jak go spotkam to mu się na ramiona rzucę. No i ludzie tego nie rozumieją. No nie rozumieją i są wielce oburzeni, jak tak można. Dla przeciętnego człowieka coś takiego jak zerwanie oznacza od razu nienawiść do tej osoby, o ironio, nawet jeśli nie było zdrady czy nawet jeśli to było zerwanie pokojowe. Najlepiej to się nie odzywać i mieć wyjebane. Natomiast ja kurde nie potrafię tak. Taka osoba dla mnie dalej siedzi w tym "mieszkaniu" w moim sercu, tyle, że w międzyczasie zdążyła wyrwać jego kawałek i wyrzucić do kosza. Bo prawdziwie kochać to nie kochać na chwilę, a potem nienawidzić. To kochać do końca życia, ale też potrafić darzyć miłością innych. Nie jesteśmy jednorazowi, skoro złościć potrafimy się wiele razy to dlaczego nie możemy pokochać wielu osób przez te 80 lat kiedy żyjemy ? No bitch please. 
Jak już wspomniałam, zakochałam się dwa razy do tej pory. I pewnie gdyby to była rozmowa dwóch ludzi to padło by pytanie - ale skąd wiesz, że nadal go kochasz w głębi siebie, a nie, że np jesteś przywiązana ? Odpowiedź jak dla mnie jest prosta. Taki przykład. Dowiadujesz się, że Twoja koleżanka miała wypadek, może umrzeć. Co robisz? Martwisz się, życzysz zdrowia, ale nie lecisz do niej na łeb na szyje, ew podpisujesz się na kartce od całej klasy dla niej do szpitala nie ? Co innego jak dowiadujesz się, że osoba, którą kochałeś, która z Tobą np zerwała lub Ty z nią bo jednak coś w tym związku Cię niszczyło, jest w tej samej sytuacji. 1/3 ludzi wpadnie w panikę, płacz i nie zrobią nic, kolejna 1/3 będzie niewzruszona, a ostatnia 1/3 płacząc, wsiądzie w samochód lub najbliższą taxi i będzie na łeb na szyje lecieć do tej osoby. Wiecie w której 1/3 jestem ? W tej ostatniej. Choćbym nie rozmawiała z taką osobą 3 msc, 2, 5, 10 lat nie będę potrafiła być niewzruszona. Ja nadal się martwię o takie osoby, nadal o nich myślę, mniej lub bardziej. Z czasem coraz mniej, to prawda, ale jednak. Zastanawiam się co u nich, a gdy nie jestem czegoś pewna lub chcę się czegoś dowiedzieć potrafię zrobić nawet najbardziej irracjonalne rzeczy. I choćbym była obrażana, mówiono mi polskie - spierdalaj to ja i tak jak przyjdzie co do czego przyjdę w takim momencie, a jeśli to nie będzie możliwe, przyjdę na pogrzeb i pożegnam się po raz ostatni bez żadnej urazy.
Tak właśnie mam i sądzę, że to się nigdy nie zmieni. Póki co nie jestem w stanie pokochać po raz kolejny, bo mimo, że to możliwe to ciężkie, bardzo ciężkie. Mimo wszystko czekam, aż ktoś zajmie kolejną pustą komorę w moim sercu, że tak to określę haha ;p 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz