Wiem, że ta notka miała być o czymś innym, ale nie mam do tego teraz głowy. Chyba chcę napisać o tym co u mnie, znowu...To pewnie trochę męczące, ale to jest jeden ze sposobów w jaki mogę się wygadać, dobre jest też to, że kiedy już będę miała dzieci będę mogła to wszystko przeczytać i powspominać. Kto wie czy w swoim życiu nie ulegnę wypadkowi i zapomnę wszystko, czytanie tego mogłoby mi przywrócić pamieć np, ale do rzeczy.
Ostatnio nie dzieję się wiele. Na początku czekałam wiecznie na wyniki matur, zdałam całkiem zadawalająco, przynajmniej takie są moje odczucia. Trochę te odczucia się zmieniły po tym jak dostałam się na studia. Okazało się, że napisałam maturę na tyle dobrze, że punktów starczyło mi z zapasem by dostać się tam gdzie chciałam. Gdy tylko dowiedziałam się, że zostałam zakwalifikowana to popłakałam się ze szczęścia. Siedziałam jak ten debil w aucie i płakałam... Nie sądziłam, że aż tak się z tego ucieszę, przecież to tylko studia, ale jednak...nie mogłam pohamować swojej radości. Pierwsze co zrobiłam to zadzwoniłam do Kla, nie wiem w sumie czemu...Chyba dlatego, że ostatnio spędzamy ze sobą dużo czasu, nie to co wcześniej, trochę zaniedbałam ją przez naukę, ale prawda jest taka, że wystarczy dać mi trochę więcej czasu, a ja będę mogła ten czas poświęcić komuś innemu. Więc wyszło tak, że od razu wybrałam jej numer. Potem do babci, ale nie odebrała, natomiast zadzwoniłam do niej później, odebrała moja prababcia i popłakała się ze szczęścia tak jak ja. Ponoć później krzyczała na cały dom, tak była szczęśliwa. Kurwa...to jest takie zajebiste, Kocham moją rodzinę. W każdym razie dzisiaj pojechałam z tatą do Lublina złożyć papiery. Stwierdzam, że budynki uniwersytetów są zajebiste, przyrodniczego też. Naprawdę mi się tam podoba. Pozostało tylko znalezienie jakiegoś lokum, a to już nie jest takie proste.
Sprawy miłosne...ich brak, nawet nie jestem chyba gotowa na to by znowu jakieś mieć. Nie dałabym rady, potrzebuje co najmniej miesiąca jak i nie trzech by dojść do siebie pod tym względem. Cała reszta, w sensie znajomych itd jest na porządku dziennym czyli tak jak powinno być.
Damian przyjechał do Białego, niestety z powodu bardzo przykrego zdarzenia bo zmarł mu dziadek. Byłam na wystawieniu i na pogrzebie...strasznie mi smutno z tego powodu. Jutro się z nim widzę i nie wiem czy będę dała radę z nim tak normalnie rozmawiać wiedząc co on teraz przeżywa, ale on sam nalegał by się spotkać, wiem, że teraz tego potrzebuje, a ja potrzebuje go. To w końcu mój przyjaciel. To zaskakujące jak swobodnie można się czuć w towarzystwie osoby, którą zna się 5 lat oraz to, że ta osoba jest już dla nas jak rodzina. Zaskakujące i jednocześnie piękne i niech spadają ludzie których zdaniem przyjaźń damsko-męska nie istnieje. To znaczy, że jej po prostu nie doświadczyli, w końcu nie jest ona dla każdego.
Następne dni ?
Jutro mam grilla i poznam faceta Kla. Strasznie cieszę się Twoim szczęściem, tak ! Wiem, że to czytasz :D W niedziele obiad z dziadkami, a potem muszę się zdecydować czy iść znowu do pracy czy już nie. Chcę wakacji ! I pieniędzy niestety też...>.<
Poza tym to po głowie ciągle krąży mi jedna osoba, wkurwiające trochę. Łapię się na tym, że robię mnóstwo rzeczy, które były dla mnie kiedyś normą, a teraz nie powinnam ich robić bo tylko mnie dobijają i nie pozwalają odciąć się od tego wszystkiego. Wiecie co mnie boli najbardziej ? To jak bardzo ludzie są zakłamani i to jakimi hipokrytami są. Jak bardzo są zmienni, najpierw mówią jedno, a potem nawet do cb szacunku nie mają. Smutne, ale prawdziwe.
Dobra, koniec tego bełkotu. Wiem, że potrafię napisać dobrą notkę, ale ta jest do dupy i o niczym, ale tego potrzebowałam, a piszę to dla siebie wiec sorka.
Bayo
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz