Byłam dzisiaj na pogrzebie. Nie była mi to bliska osoba, a tak prawdę mówiąc kobiety nigdy na oczy nie widziałam. Musiałam pójść ze względu takowego, że znam osobę dla której była ona bardzo bliska bo była jego matką. Cholernie nie chciałam tam iść i najchętniej zostałabym w łóżku, ale kultura wymaga. Może jestem pojebana, ale przez 2/3 pogrzebu miałam ochotę się śmiać...albo spać. Nigdy wcześniej nie byłam na pogrzebie, raz byłam tylko na czuwaniu, wtedy się popłakałam jak tylko zobaczyłam zmarłego i to w jakim stanie jest mój przybrany wujek. Naprawdę było mi przykro i dziękowałam Bogu za to, że to nie ja jestem na jego miejscu, że to nie mi zabrano bliską osobę. To jest jedyna rzecz, której się boję - że stracę bliskich. Ale na tym pogrzebie było dziwnie. Może to dlatego, że ksiądz wygłaszał dziwną gadkę. Że Bożena będzie teraz szczęśliwa, inteligentnie stwierdził, że teraz nic ją nie boli...No ja nie wiem jak on do tego doszedł. Mówił, że Chrystus się nią zajmie itd itd. Ale jak walnął tekst - polecamy Bożenę, ona żyła w wierze itd no to się powstrzymywałam żeby nie wybuchnąć śmiechem. Jak można powiedzieć - polecamy Bożenę ? Kurde, jakby robił jakąś reklamę. Naprawdę gadał bez sensu. Ja to często myślę o śmierci, ale nie dlatego, że chcę się zabić. Nich z tych rzeczy, nawet gdy siedziałam co wieczór w łóżku i płakałam nie przeszło mi przez myśl by odejść z tego świata. Chociaż chciałabym umrzeć, ale później odrodzić się znowu. Chodzi mi o to, że po prostu chciałabym wiedzieć jakie to uczucie, chciałabym wiedzieć co jest później. Wg wiary nasza dusza wędruje do Boga, on decyduje czy piekło czy niebo i tyle. Jestem pewna, że człowiek ma duszę, bo coś musi być w nas, że jesteśmy tacy jak jesteśmy, że mamy uczucia itd...nie może być to tylko sprawka tego, że mamy mózg. Tylko nie jestem pewna czy ta dusza później wędruje po świecie nie widziana przez nikogo, czy faktycznie idzie do Boga czy też po prostu znika, jest wielkie bam i zostaje tylko z niej magiczny proch...a może nasza dusza wstępuje w inne ciało ? Zwierzęcia, bądź człowieka... Naprawdę nie wiem i chciałabym wiedzieć jak to wygląda bo to bardzo ciekawe. Mam nadzieję, że jak umrę to będzie mi lżej, nie będę miała na głowie tych wszystkich problemów, że może spotkam ponownie tych, którzy już odeszli, może poznam swojego dziadka, którego nie pamiętam, a który umarł jak miałam 2 latka? Może spotkam moje dwie kotki za którymi tak bardzo tęsknie. Może odnajdę wtedy ten prawdziwy spokój. Chciałabym być pochowana w ziemi bez żadnego pięknego nagrobka, chcę tylko by w tym miejscu położono białe tulipany i by po mnie nie płakano. Jeśli nie w taki sposób to chciałabym być spalona tak jak moja mama. Ona ma konkretną prośbę co do swojej śmierci, chce by ją spalono i by rozsypano gdzieś prochy. Też bym tak mogła i chciałabym by moje prochy rozsypano prosto z klifu do oceanu lub z wiatrem po środku jakiegoś lasu. Nie chcę mnóstwa kwiatów i smutku moich bliskich jeśli ktokolwiek miałby zamiar po mnie płakać. Mam nadzieję, że nie umrę młodo..mam tyle planów, tyle marzeń do spełnienia, chcę wychować swoje dzieci jeśli będzie mi dane je mieć...chcę po prostu żyć i umrzeć ze starości, a nie w wyniku jakiejś choroby. Dużo osób mówi - na coś trzeba umrzeć. Po co umierać na coś ? Nie lepiej umrzeć ze starości, wydać ten ostatni oddech bez bólu spowodowanego chorobą ? Tak przecież jest lepiej, przynajmniej dla mnie. Ostatnim moim zastrzeżeniem, a raczej prośbą co do śmierci jest to, że gdy okaże się, że mój mózg umarł, że moje serce jest podtrzymywane sztucznie - by po prostu mnie odłączyli. Mam zamiar wypisać odpowiedni wniosek czy karteczkę w tej sprawię. Chciałabym również by moje organy w miarę możliwości mogły żyć w innym ciele. By dały komuś szansę na nowe życie. W tym celu również poczynię odpowiednie kroki. Ważne jest tylko by nie bać się śmierci, to coś całkowicie naturalnego. To taki absurd naszego życia, rodzimy się by żyć, żyjemy by umierać...chyba nie mogłabym żyć wiecznie.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Ostatnio sporo się dzieje w moim życiu. Jestem szczęśliwa, mam kogoś przy mnie. W sumie nie jedną osobę a wiele. Daje z siebie wszystko każdego dnia. Jest naprawdę okej. Brakuje mi tylko czasu wolnego. Niedługo mam maturę, a nadal nie potrafię się zebrać w sobie by się jakoś sensownie do niej pouczyć...ogarnijcie mnie proszę. W piątek byłam na zapustach w Gwincie i było całkiem spoko. Dziś miałam iść na imprezę, ale odmówiłam bo nie chce mi się bawić, nie chce mi się pić, ani nic. Chcę po prostu posiedzieć w domu, mam dość wychodzenia. Idzie wiosna, a ja chce po prostu spokoju, który mam tylko w domu...no, zazwyczaj xd Idę w kimę mimo, że spałam cały dzień...Także bajo !