Wiem, że następna notka miała być o moim światopoglądzie, ale póki co napiszę taka króciutką o czymś innym xd
Każdy kto mnie choć trochę zna lub czyta te moje wypociny wie, że nie lubię Niemiec, a już najbardziej języka. Lecz jednak zdarza się, że coś mnie zachwyci tak jak np. Austria i Salzburg. Także mam również swojego jednego z ulubionych autorów, który wywodzi się od Austriaka i Niemki choć w gruncie rzeczy jest Austrialijczykiem. W każdym razie napisał dwie książki, oby dwie kocham, a jedna z nich o której chciałam dziś napomknąć dotyczy właśnie Niemiec choć przesłanie ma głębsze. Daaawno już przeczytałam "Złodziejkę książek" i byłam nią zachwycona. Naprawdę, totalnie, jest to jedna z moich ulubionych książek. W tamtym roku wyszła jej ekranizacja. Osobiście boję się, a raczej mam ogromny dystans do oglądania filmów, którymi podstawą jest jakaś książka zwłaszcza gdy jest świetna. Uznałam jednak, że tę muszę obejrzeć i byłam w szoku jak świetnie oddaje tę powieść. Co prawda jak zawsze brakuje pewnych elementów, ale i tak jest super. Ryczałam strasznie i czytając i oglądając i jestem podwójnie zachwycona. Musiałam o tym napisać bo w sumie chciałam polecić wam tę książkę z całego serca. Może ktoś z nielicznych czytaczy sięgnie po nią i zachwyci się tak jak ja, a może nie. polecampolecampolecam.
Nie wiem czy opisywać choć odrobinkę, bo nie wiem czy nie zaspoileruje za bardzo...jak ktoś chce to niech czyta :
Książka opowiada o młodej dziewczynie, która straciła brata i musiała rozstać się z matką. Zamieszkała u niemieckiej rodziny. Wszystko dzieje się w czasach II WŚ, Hitler wszędzie. Żyje się bardzo ciężko, mała tęskni, pisze do matki listy, poznaje przyjaciela, a nowa rodzina jest całkiem ok. Dalej dzieje się coraz gorzej, a kończy się masakrycznie skąd moje łzy. Nie jest to jedna z tych książek o mega szczęśliwym zakończeniu, ale to właśnie dlatego tak bardzo wpływa na emocje.
Jak niemal każde nieszczęście historia zaczęła się szczęśliwie.
Wyrwała stronę z książki i przedarła ją na pół
Potem cały rozdział.
Po niedługim czasie otaczały ją strzępy podartych na małe kawałeczki stron i słów. Słowa. Po co są słowa? Świat bez słów wyglądałby inaczej. Bez słów Führer byłby niczym. Nie byłoby kulejących więźniów, nie byłoby potrzeby pocieszania się oszukańczymi słowami.
No więc na co są właściwie słowa?
Liesel powtórzyła to jeszcze raz na głos, mówiąc do ścian oświetlonej na pomarańczowo biblioteki:
– Po co są słowa?
TYLKO UWAGA : Najpierw książka, potem film. Nigdy na odwrót.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz