"Tak dawno nic nie pisałam"
To powinna być wizytówka tego bloga, ciągle to powtarzam bo ciągle tak jest.
Nie chcę pisać na siłę, będę pisać wtedy kiedy poczuję wenę.
Tak jest teraz, 14.02, dzień chorych umysłowo, nerwowo, na padaczkę - czyli wszystko to co opisuje dzień zakochanych, godzina 23:08 czyli w sumie koniec tego kiczowatego święta.
Ta notka będzie długa, tak myślę. Więc jeśli nie lubisz długich wypocin 20 letniej dziewczyny - studentki, która mimo, że jest szczęśliwa to miewa depresyjne humory, mającej nawalone w głowie oraz nieumiejącej pisać to skończ to czytać w tym momencie.
Ostatnimi czasy w moim życiu sporo się dzieje, co się wszystko unormuje to zaraz znowu wszystko się pieprzy. Nie mówię tu tylko o sferach miłosnych bo zauważyłam, że nie tylko tu mi się wszystko popieprzyło. Zacznę jednak od mniej więcej takiego tematu.
Zaczęłam przyglądać się z boku na wszystko co się ostatnio wydarzyło, co się dzieje i temu jak się zachowuję.
Jako pierwsze zdałam sobie sprawę, że za szybko wchodzę w głębsze relacje z płcią męską, ale z drugiej strony nie jestem osobą, która potrafi spotykać się 2 msc tak po prostu "udając" przyjaciół, a dopiero później wejść na wyższy poziom, że tak powiem. Wychodzi na to, że jeśli coś od razu nie zaskoczy, że tak powiem no to już nie zaskoczy oraz, że jestem cierpliwa, ale nie w tych sprawach, zainteresowanie taką osobą po spotykaniu się 2 msc zapewne by opadło o 50%, nie lubię czekać. Poza tym nie można się wiecznie opierać przyciąganiu do drugiej osoby. Więc uważam, że nad tym punktem nie muszę zbytnio pracować aczkolwiek ociupinkę bym mogła.
Jako drugie zaobserwowałam fakt, że zaprzeczam sama sobie. Ciągle. Nie chcę wchodzić w związek, a to robię i mimo przeczucia - to się źle skończy, nie jestem gotowa robię to co robię. What the fuck ? ! Nad tym punktem już zaczęłam pracować i mimo tego, że gryzie mnie sumienie, wiem, że tak było trzeba bo niestety facet, możesz być miły, inteligentny, ale jeśli trafisz na dziewczynę w złym momencie to nie masz szans, a przynajmniej ona nie powinna Ci ich dawać ze względu na samą siebie.
Jako trzecie - nawyki są złe. Zaobserwowałam jak dużo nawyków i to nie tych praktycznych mam :o Jak sądzę wynikają one z przyzwyczajenia lub/oraz z moich uczuć, które nieodwzajemnione tylko bolą. Chodzi mi głównie o takie nawyki jak : wchodzenie na profil ex by dowiedzieć się co u niego, czy u niego wszystko w porządku, sprawdzanie insta mimo, że jest się na nim zablokowanym, czytanie jego bloga, oglądanie starych zdjęć, sprawdzanie ciągle dostępności jakiejś osoby na fb, gapienie się w tą zieloną kropkę z nadzieję, że w końcu napisze, wchodzenie na fb często tylko po to by sprawdzić czy TA osoba nie napisała, sprawdzanie na snapie najpierw my story konkretnej osoby, a potem innych, wieczne oczekiwanie, szukanie i sprawdzanie. Ja się pytam po co ? I nie, nie jestem wariatką - prawie każdy to robi....co nie ? xd Tylko, że się nikt do tego nie przyznaje. Ten punkt potrzebuje natychmiastowej akcji ratunkowej bo to jest tak strasznie bezsensowne.
Po czwarte - za dużo tęsknie, rozmyślam i spoglądam za ramię. Czas się dostosować do zdania - nigdy nie patrz za siebie, idź do przodu bo przeszłość tylko ciągnie Cię do tyłu.
Teraz coś z innych działów życia.
Moja nieśmiałość. Jest mi dobrze kiedy znika, kiedy czuję się pewna. Ostatnio coś się we mnie poruszyło. Nakrzyczałam na obcego typa w samochodzie bo mnie ochlapał buc. Co więcej, nie potrzebowałam alkoholu by to zrobić. Poszłam na lodowisko z facetem, którego nie znałam (koleżanka nagle zrezygnowała) i nie potrzebowałam 2 h by się do tego przekonać. Rozmawiałam otwarcie z wieloma ludźmi poznanymi na mieście, uśmiechając się i napawając się tym, że to potrafię, a na pytanie - nie jesteś zbyt pewna siebie ?, chciało mi się śmiać, tak dobrze się z tym czułam. Mam odwagę życzyć kasjerce miłego dnia nie wstydząc się. W klubie, na trzeźwo spacerowałam z głową podniesioną do góry, rzucając spojrzenia facetom, tańczyłam tak by każdy mnie widział, by każdy chciał ze mną tańczyć i dzięki temu bawiłam się świetnie, nie siedziałam na dupie i nie podpierałam ściany, genialne uczucie. Muszę zacząć to pielęgnować zanim znów moja natura zamknie mnie w sobie.
Przestałam jeść tak jak lubię. Przestałam gotować tyle co kiedyś, a przecież sprawia mi to przyjemność.
Przestałam tworzyć.
Przestałam grać.
Przestałam robić tyle rzeczy na rzecz leżenia w łóżku i oglądania seriali.
Przestałam ćwiczyć mimo, że kiedyś potrafiłam chodzić na trening dwa razy w tyg po 2 h...
Muszę tyle rzeczy naprawić bo za dużo patrzę na innych, a za mało na siebie.
Zaniedbuje samą siebie, mój charakter i to jaka jestem chociaż jak ktoś mnie pyta co lubię, jakie mam hobby mówię o tych rzeczach, które kocham, a przestałam je robić. To tragiczne.
Pisałam o postanowieniach noworocznych, nie lubię ich i napisałam, że postanowienia można sobie postawić zawsze. Właśnie to robię, musiałam to napisać w jakimś miejscu żeby móc wrócić i sprawdzić czy cokolwiek z wypisanych się zmieniło. Oby tak było.
Życie jest krótkie, nie mogę zacząć nowych rzeczy jeśli nie naprawię obecnych, zmiany, zmiany są potrzebne. Czas spiąć dupę bo chcę jeszcze tyle zrobić, ale nie mogę jeśli porzucam to co robiłam wcześniej.
Motywacyjnie, dla mnie, by wreszcie zacząć coś robić.