poniedziałek, 12 marca 2018

Nieludzkie

Byłam wczoraj na dość popularnym w Lublinie wydarzeniu, a dokładnie na ZOOParku na Targach Lublin. Zanim tam poszłam, nasłuchałam się wielu negatywnych opinii od ludzi z mojego środowiska - czyt ludzi z mojego roku czyli ludzi bardzo pro zwierzęcych. Owe wydarzenie polega na tym, że na całej powierzchni budynku targu, są porozstawiane stoiska ze zwierzętami bądź stoiska, które mają powiększać wiedzę ludzi na tematy związane z przyrodą czy właśnie zwierzętami. Są oczywiście też stoiska z karmą, ubrankami, smyczami czy innymi dodatkami dla naszych podopiecznych. Już samo to, że występują stoiska ze zwierzętami brzmi źle. Rozumiem jeszcze pokazy psów, bo one są zazwyczaj psami przyzwyczajonymi do wystaw i obecności dużej ilości ludzi, jednak jeśli chodzi o pozostałe gatunki to jest to po prostu tragedia. Ja wiem, że dla zwykłego człowieka widok konia, rasowego kotka, królika, ładnych gołębi czy gatunków bardziej egzotycznych takich jak jaszczurki, papugi czy lotopałanki i małpy to coś turbo ciekawego, ale kurwa, bez przesady. Ludziom odbija w takim miejscu, chcą zrobić zdjęcie - z fleszem, każdemu zwierzęciu. Czy Ty, chciałbyś żeby ktoś raził Ci fleszem w oczy co 2 min ? Wątpie. Ludzie chcą dotykać, non stop, brać na ręce, non stop. Chciałbyś czegoś takiego ? Większość myśli, że dla zwierzęcia to czysta przyjemność kiedy co chwilę ktoś je dotyka, mizia i wgl. Nie jest tak, dla większości zwierząt dotyk obcej osoby, zwłaszcza, że często jest to dotyk w nieodpowiednim miejscu jest stresujący, powoduje, że zwierzę czuje dyskomfort. Na tym wydarzeniu jest zazwyczaj masa ludzi z dziećmi, dzieci jeszcze bardziej chcą wszystkiego doświadczyć i to jestem w stanie pojąć bo dziecko, którego świat nie ciekawi nie jest normalnym dzieckiem. Tylko, że takie dziecko powinno zostać ukierunkowane w jaki sposób powinno się poznawać świat, zwierzęta nas otaczające. Jednakże rodzice pozwalają na wszystko, a niestety ludzie, którzy wystawiają te zwierzęta, którzy niby darzą je miłością, również na to pozwalają. Przekazują zwierzęta z rąk jednego dziecka do drugiego czy z rąk dorosłego do rąk innego dorosłego. Robią to przez bite parę godzin. Nikt nie widzi, że to zwierzę sztywnieje, że się boi i stresuje. Myślą tylko o tym jakie jest słodkie i puszyste. Ludzie trzymają konie, wrażliwe i bojaźliwe zwierzęta, na zamkniętej hali, na małych "padokach" i co chwilę sadzają na nie dzieci. Konie, wśród masy krzyczących ludzi, różnych dziwnych zapachów, jedzenia, ludzkiego potu, wszystkiego. Był tam też pewien osiołek, o pięknej, rzadko spotykanej maści. Chodził z jednego boku zagrody do drugiego. Z rozmów ludzi obserwujących to można jedynie wywnioskować coś w stylu - patrzcie jak śmiesznie chodzi, chce wyjść, cmok cmok, no chodź tutaj. Nik nie widzi, że to zwierzę zaczyna popadać w anomalie, stresuje się tak bardzo, że tak, chce wyjść, ale wie, że nie może więc stres próbuję zabić ruchem, chodzeniem w te i we wte, wyłączeniem się i myśleniem tylko o tym, że musi chodzić. Wyobraź sobie, że zaczynasz panikować, zaczynasz więc chodzić z jednej strony na drugą, stresujesz się. Czy to jest przyjemne? To zwierzę czuło to przez 6h. Co z tego, że ma sianko i wodę pod nosem ? Co z tego, że jakieś dziecko dotknie je z uczuciem ? To nic mu nie daje. Ono cierpi.
Na początku spędziłam czas właśnie na hali gdzie znajdowały się tego typu zwierzęta, konie, osły, alpaki, psy. Czułam się źle, ale apogeum miało miejsce jak przeszłam (jakimś cudem, po 15min stania w ludzkim korku) na drugą, główną halę. Tam małpki, przytulone do siebie patrzyły z przerażeniem na mijających i cykających im foty ludzi. Króliki siedzące w za małych klatkach przerażone tak bardzo, że jedyne co robiły to ciągle się myły ze stresu. Wielkie koguty, które ewidentnie służą tylko ku rozpłodowi i na wystawy, zamknięte na parę godzin w mini klatkach. Małe kurczaczki biegające w stresie po swoim wybiegu lub kulące się dlatego, że jest za głośno, ciągle powiewa wiatrem i dziwnymi zapachami. Papugi, przywykłe do spokoju też w za małych klatkach, szczury, zapakowane w za małe transportery jak na 7 sztuk tylko po to by człowiek mógł sobie popatrzeć i popukać w szybkę. Fretki właśnie, które i tak były po przejściach bo często odłowione z ferm futrzarskich czy złych warunków przerzucane z rąk do rąk. Koty, w małych klatkach, pokazywane tylko dlatego, że zdobyły jakiś medal na wystawie i kolejka 30 m ludzi, którzy chcą na nie popatrzeć i wsadzić palca przez kratę. Mogłabym tak wymieniać, ale chyba już wiesz co chcę Ci przekazać.
Po co stoiska pro zwierzęce, po co pokazywanie, że to zwierzęta często odratowane ze złych warunków ? Po co sprzedaż dobrej karmy ? Po co zbieranie datków na rzecz tych zwierząt ? Po co to wszystko jeśli jedyne co widzisz, o ile to dojrzysz, że Ci ludzie, którzy robią to wszystko co wymieniłam, w takim miejscu, traktują te zwierzęta jak jakiś ładny pomnik na który możesz sobie popatrzyć i sobie pomacać ? Po co to wszystko skoro to zwierzę cierpi przez dwa dni ? Czy zdajesz sobie sprawę, że takie zwierzę, znajdujące się tam, może się nabawić poważnych problemów psychicznych tylko przez spędzenie tam paru godzin ?
Ja zdaję sobie sprawę. Widząc to wszystko, prawie się popłakałam, zaczynałam popadać w panikę, cierpiałam przez to, że one cierpiały. Nie wytrzymałam tam dłużej niż godzinę.
To straszne, okropne, tragiczne. Pomyśl, zanim zapłacisz za coś takiego.

Bo praca na kasie to nie jest prosta sprawa

Od listopada tamtego roku dane mi jest pracować na kasie w supermarkecie z logiem białego kwiatka. Przez ten czas zdążyłam zaobserwować wiele, wiele ludzkich "nieprawidłowości" i dziwności. Z tego co pamiętam to na początku zadziwiło mnie to, że prawie wszyscy kupują te same produkty. To nie byłoby dziwne gdyby na sklepie tych produktów było mało, ale jest ich masa. Dziesięć tysięcy rodzajów makaronów, masła, chipsów, napojów czy innych, a i tak większość kupuje to samo i to w bardzo zbliżonych konfiguracjach. Patrząc na to, uświadomiłam sobie, że ja mam większe zróżnicowanie żarcia kiedy robię zakupy. Nie, że uważam się przez to lepsza, bo tak nie jest, jednakże ewidentnie się jakoś wyróżniam. Takie wyróżniające się osoby jak ja również widuję, ale jest ich naprawdę niewielu. To prowadzi do takiej prostej konkluzji - czy ludzie naprawdę są tacy.. sami ? Lubią to samo, kupują to co inni bo uważają, że skoro ktoś i ktoś to kupuje, to warto to kupić nawet jeśli niekoniecznie ma się na to ochotę ? Powiem szczerze, że nie wiem, ale jest to co najmniej dziwne zjawisko. Drugą rzeczą jaką zauważyłam jest to, że starsze osoby, a dokładnie Panie posiadają praktycznie ten sam rodzaj portfela. W większości przypadków jest on czerwony bądź bordowy, nie duży i lekko podniszczony. Strzelam, że to kwestia jakiejś mody wśród staruszków.. :P Następnie doszło do sytuacji papierosowej. Masa ludzi, którzy palą mają ogromny problem z tym jaki obrazek widnieje na paczce papierosów. Nie zliczę razów kiedy ktoś wyjeżdżał do mnie z tekstem : da mi Pani z jakimś ładniejszym zdjęciem, co z tego, że one są brzydkie właśnie po to by zniechęcić. Najlepsza to była blond babka koło 30-tki, dla której to musiałam wyciągnąć prawie wszystkie papierosy z pojemnika bo żaden obrazek jej nie pasował, aż nie natrafiłam na oko (w chuj brzydkie oko by the way). Normalnie szczena opada jak się widzi to pierwszy raz. Potem poszło już gładko, jedyna rozrywka jaką mam w pracy to obserwowanie ludzi, to jak wyglądają czy tego jak się zachowują. Nigdy chyba nie zrozumiem zadbanych staruszków od których nawet czuć lekką nutę perfum, ale z ujebanymi bądź nieobciętymi paznokciami. Nie zliczę osób, które przychodzą do sklepu z ewidentnym świerzbem czy inną chorobą skórną, która jest prawdopodobnie zakaźna i takimi to rączkami podają mi pieniądze. Nigdy nie byłam osobą, która brzydzi się zarazków, ale przez to co widzę za każdym razem jak pracuję na kasie - kupiłam sobie płyn dezynfekujący, którym przemywam dłonie co jakiś czas. Zauważyłam też, że ludzie nie potrafią czytać lub są tak wygodni, że wolą jak ktoś zrobi coś za nich. Najczęściej niestety łączy się to też z tym, że uważają się lepsi niż Ty - siedzący na kasie. Jakbym była człowiekiem gorszego sortu. Mam wrażenie, że Ci ludzie nawet nie próbują pomyśleć o tym, że może jestem osobą studiującą, ale z chęcią dorobienia sobie, a nie wydawania hajsu rodziców. Ileż to razy miałam sytuacje, że do ludzi nie dociera zdanie - nie sprawdzę Pani ceny na kasie, na sklepie jest czytnik. Obrazi się taka i jeszcze nazwie mnie bezczelną...nie pomyśli o tym, że jeśli zrezygnuje z produktu to muszę wołać kierownika by usunął mi to z komputerka, a to dod czas oczekiwania dla klienta i zawracanie dupy dla kierownika właśnie. Lepiej się obrazić nie ? Inna sprawa to ciągłe płacenie dużymi nominałami. Często ludzie myślą, że ten kto siedzi na kasie ma ciągle masę drobnych i jest gotowy na każdą okoliczność. Oświecenie - czasami nawet w sejfie sklepowym brakuje drobnych na wymianę, jeśli nie uzyska się ich od klienta, to często nie ma się jak wydać. Ludzie, wy wgl o tym nie myślicie. Powiem szczerze, że sama kiedyś też o tym nie myślałam, może to dlatego, że od kiedy 3 lata temu zaczęłam sama robić zakupy to płacę kartą. Jednakże jest masa ludzi, którzy drobne mają w portfelu, ale nie chce się im ich wybierać. Czasami są tak bezczelni, że nawet Ci to powiedzą w twarz, po czym wyjmują stówę i oczekują, że im wydasz. Tylko, że w momencie kiedy powiesz im, że nie masz jak lub wydasz im naprawdę małymi drobniakami to się do Ciebie rzucą i obrażą - bo jak to tak! Ona czy on nie chce takich drobnych. Marzę o tym by ludzie się ogarnęli i zaczęli bardziej myśleć. Być bardziej empatyczni ? Wiem, że to marzenie ściętej głowy, ale naprawdę, czasami szlak mnie trafia. Wiem, że to czasami może być kwestia tego, że nikt nie uświadamia ludzi o zasadach panujących na sklepie, tych obowiązujących kasjera itd itd, ale czasami nawet uświadomieni ludzie - mają to wszystko po prostu w dupie. I to jest straszne, bo naprawdę w kiepskim świetle stawia to nasze społeczeństwo. Tak już poruszając kwestie empatyczności wypada chyba wspomnieć o wchodzeniu do sklepu 5 minut przed zamknięciem. Nie wiem jak wy, ale ja, jak widzę na zegarku, że jest już późno i, że sklep się zaraz zamknie to po prostu do niego nie wchodzę. Zdaję sobie sprawę z tego, że ludzie pracujący w takim sklepie pewnie nie siedzą tam od 30 minut, a od paru dobrych godzin i też chcą mieć już wolne i pójść do domu. Niestety masa ludzi o tym nie myśli, że kasjer o tej jebanej 21.56 jest już naprawdę zmęczony po 8h roboty i chce iść do domu. Nie myślą i wchodzą, a potem leniwym krokiem wybierają masę produktów bo mogą. Najlepsza to była babcia, która tuż przed zamknięciem przyszła kupić mango. Walone mango...a ja muszę siedzieć i czekać aż ona to zważy, następnie wybrać jej pieniążka z ręki i nasłuchać się jak bardzo jest zmęczona. Serio ? Wiem, że czasami są sytuacje, że koniecznie czegoś się potrzebuje i wejście do sklepu na ostatni moment może być koniecznie, mi też się zdarzało, ale większość z tych ludzi nie kupuje produktów niezbędnych albo kupuje, tyle, że ma w dupie wszystko inne i robi to w żółwim tempie. Nie chcę być taką, która tylko narzeka - chcę tylko pokazać jak to wszystko wygląda od strony osoby, która siedzi na kasie. Wy, ludzie ( nie mówię, że wszyscy), nie widzicie tego, że kasjer oprócz kasy, przed zamknięciem musi zrobić jeszcze masę innych rzeczy. Ja np muszę pozmywać podłogi, posprzątać pieczywo, wyrzucić śmieci, wiem, że to moje obowiązki, ale nikt mi nie płaci za nadgodziny spędzone na to. Jeśli jakiś klient zaczyna wymyślać to często przez to my, kasjerzy, idziemy do domu 30 min później minimum niż normalnie, a naprawdę - nikt nie dostaje za to pieniędzy.


Żeby nie było, że ta notka jest taka turbo marudząca i negatywna - są też pozytywne aspekty, jest ich niewiele, ale są. Jeśli chodzi o moje takie osobiste hmm sprawy to śmiem twierdzić, że ta praca i kontakt z obcymi ludźmi pomógł mi się otworzyć. Kiedyś miałam problem z tym by zagadać do kogoś na przystanku o to czy nr. jakiś tam już przyjechał, bałam się zapytać o godzinę, a co dopiero o jakieś bardziej skomplikowane sprawy. Teraz nie mam z tym problemu. Nie sądziłam, że kiedykolwiek do tego dojdzie, a jednak, udało się. Dodatkowo, nie boję się zagadywać do klientów. Często nawiązuję z nimi naprawdę spoko kontakty, które potem ewoluują w sytuacje takie, że klient z którym się polubiłam i złapałam jakiś lepszy kontakt, wita się ze mną nawet jeśli to nie ja go obsługuję. To jest cholernie miłe i naprawdę doceniam takich ludzi. Tych przychodzących z uśmiechem na twarzy, tych z empatią, którzy potrafią poczekać jak coś jest nie tak, tych co Ci pomogą lub pomogą innemu człowiekowi w potrzebie, tych, którzy mnie zapamiętują, tych, którzy uchylają przede mną kapelusz jak czyszczę pieczywo tylko dlatego, że mieliśmy spoko pogawędkę kilka dni wcześniej przy kasie, tych, którzy opowiadają mi co zrobią na obiad i tych, którzy zwracają się do mnie na Ty, z szacunkiem, jak do normalnego człowieka. Wszystkich tych ludzi naprawdę polubiłam i lubić nadal będę. Bądźcie tacy, wiem, że czasami jest kiepski dzień, ale po co psuć go komuś innemu, przecież można podejść pozytywnie, a nuż taki kasjer jak ja poprawi Ci humor jakimś żartem czy po prostu tym, że będzie wyjątkowo miły tylko dlatego, że Ty jesteś miły. Wystosowałam sobie pewne nawyki jak siedzę na kasie, uśmiecham się, jak do kogoś kogo znam, szczerze, staram się mówić dzień dobry radośnie, a nie jak wymuszoną formułkę, staram się rozmawiać i traktować innych z szacunkiem na jaki zasługują nawet jak są w złym humorze. I wiecie co ? To działa, nie chwaląc się, często widzę jak poprawiam ludziom humor, widzę zaskoczenie na twarzach związane z tym, że kasjer nie zachowuje się jak robot.. i wiecie co ? To świetne uczucie, chyba najlepszy aspekt tej pracy. Mam więc nadzieje, że nastawienie ludzi kiedyś się zmieni, że przestaną być tacy...chujowi. Tak, niektórzy są chujowi, nie boję się tego napisać, ale niektórzy są świetni i oby więcej takich ludzi.


Chyba tyle jeśli chodzi o notkę o pracy na kasie. Może jak mnie najdzie to kiedyś napiszę kolejną, póki co, to chyba na tyle :P
Pozdrawiam
DawnotuniebywającaPatrycja

sobota, 21 października 2017

Jestem silna.

Nie pisałam bo straciłam taką potrzebę, uważałam, że skoro wszystko wreszcie jest na swoim miejscu to nie muszę pisać bo ile można pisać o swoim szczęściu. Niestety ostatnio mimo tego szczęścia mam wrażenie, że przestałam wytrzymywać psychicznie. Nie jestem tam gdzie chciałabym być, codziennie zmuszam się by wyjść z domu i pójść na zajęcia z których wiem, że nic nie wyniosę, na zajęcia które mnie nudzą. Robię to tylko dlatego, że muszę dokończyć to co zaczęłam mimo, że już dawno straciłam do tego chęć i jakąś taką pasję. Nadal kocham zajmować się zwierzętami i chcę robić to przez całe życie, a jednak fakt, że moje studia nie są takie jakie być powinny powoduje, że czuje jak marnuje czas. Dodatkowo nie mogę widzieć codziennie tych których chce widzieć, a zwłaszcza jednej konkretnej osoby. Myślami ciągle jestem już daleko, w czasach kiedy wszystko będzie wyglądało tak jak bym chciała by wyglądało teraz. Codziennie zasypiam ze łzami w oczach, a rano zmuszam sie do tego by wstać i znów samotnie zjeść śniadanie. Wytrącają mnie z równowagi najdrobniejsze rzeczy które się psują. Zabijam myśli wychodząc ze znajomymi na piwo i sprawia mi to radość, ale nawet w takich momentach łapie się na tym, że nagle zaczynam myśleć o tym jak bardzo chciałabym być gdzie indziej. Chodzę pływać i mimo, że sprawia mi to radość jak zawsze to i tak potem wracam do domu z kiepskim humorem bo poza tymi momentami właśnie taki humor mam, czuje to jak bardzo moje oczy są smutne. Przed chwilą radośnie  złożyłam życzenia urodzinowe chłopakowi, a jak tylko się rozłączyłam to zaczęłam płakać. Nie wytrzymuje tego. Czuje się jakbym była tym klockiem lego który na siłę próbuje wpasować się do innych, do otoczenia i mu nie wychodzi.
Nie wiem czy to kwestia jesiennej aury czy tego, że za dużo rzeczy naraz mi, że tak powiem, nie pasuje. Tak się czuje w środku i boję się, że tak będzie dzień w dzień i zmieniać się to będzie tylko wtedy kiedy jestem wśród odpowiednich osób w odpowiednim miejscu czyli raz na jakiś czas. Nie chce by tak było, chce być silna i wytrzymać to bez codziennych łez, ale nie wiem jak to zrobić.
Bo jestem silna, wiem o tym, a jednak teraz czuje się taka słaba..

Musiałam to gdzieś wyrzucić z siebie, a pamiętnika nie pisze, nie lubię też wyrzucać takich żali komuś kto siedzi przede mną więc napisałam tu. I tak właściwie nikt tu już nie zagląda, nie ?

Jeszcze tylko (a raczej az) rok..dam radę.
Muszę.

poniedziałek, 16 stycznia 2017

W poszukiwaniu samej siebie

Ostatnimi czasy nie zaglądałam tu. Nie miałam nawet dygów typu, wejdę, zastanowię się, może kliknę przycisk by stworzyć notkę. Nawet tego nie robiłam, ale wczoraj jakoś mnie tchnęło, że chyba potrzebuję by coś nabazgrać. 
Szukanie siebie. 
Odwieczny problem ludzkości, a przynajmniej większości ludzkości bo niektórzy nie mają z tym problemu bądź są całkowicie kształtowani przez innych ludzi i mam tu na myśli przypadki kiedy to np rodzice wybierają dziecku każdy etap jego życia, każdą jego szkołę, profil w liceum, potem studia, wymuszają na dzieciach, że będą np lekarzem bo oni sami nimi są lub chcieli być, ale im nie wyszło. Już pominę częste problemy takich dzieci z akceptacją tego, z tym czy lubią wybór rodziców czy nie. Współczuję ludziom, którzy tak maja z jednej podstawowej przyczyny, ważna jest dla mnie wolność i wolny wybór. Niestety owy wolny wybór często jest czymś cholernie ciężkim. Przynajmniej dla mnie jest. Kiedy byłam w gimnazjum i miałam wybrać sobie profil na jakim będę się uczyć w liceum totalnie nie wiedziałam co mam wybrać. Uważam, że decydowanie o czymś takim w tak młodym wieku jest jakąś totalną pomyłką. Mus to mus, coś musiałam wybrać, padło na biol-chem. Czemu, nie wiem, chyba fakt, że zwierzątka są fajne, a z chemii miałam cudem w 3 klasie gimnazjum - 4, spowodowało, że padło na to, a nie co innego. W liceum męczyłam się, chemia była porażką, biologia była cudowna, ale z drugiej strony kochałam lekcje języka polskiego. Tak teraz na to patrząc wychodzi na to, że jestem w połowie umysłem ścisłym, lubię zagadki, logiczne myślenie i biologię, która jest przedmiotem ewidentnie ścisłym z jakiejś przyczyny, a w połowie typową humanistką, która lubi co jakiś czas przeczytać wiersz, kocha książki, rozkminy i interpretacje, a kwestie działania ludzkiej psychiki są fascynujące. Powiem szczerze, że taki rozrzut zainteresowań, który dod jeszcze wykracza poza to co wypisałam powoduje, że gubię się w tym na czym bym się chciała skupić w moim jakże dorosłym życiu. Studia..wybrałam behawiorystykę zwierząt znowu tylko i wyłącznie dlatego, że lubię zwierzątka no i też dlatego, że nie miałam pojęcia czym innym mogłabym się zajmować. To jak bardzo nie wiem kim jestem,a co dopiero kim chcę być często powoduje u mnie taki cholerny lęk, lęk przed życiem. Tak myślę, że dokładnie tak jest. Mam 20 lat i społeczeństwo działa w taki sposób, wyrobiło sobie taki system, że ja już powinnam wiedzieć co i jak i przez resztę życia powinnam dążyć w tym jednym wybranym kierunku. Wyłamanie się z tego systemu jest trudne, nie mówię, że niemożliwe, ale trudne. Z jednej strony wiem, że mogłabym próbować tego i tego, ale wrogiem człowieka jest nie tylko czas jeśli chodzi o takie rzeczy, ale również to jak w Polsce ciężko jest podejmować wiele prób. Ze względów czasowych, pieniężnych i prawnych. Wszystko wymaga bardzo wielu czynników. Podjęłam jednak decyzję, o której jeszcze nie poinformowałam moich rodziców, że nie dokończę tych studiów na tyle by mieć magisterkę, a jedynie by mieć licencjat. Pewnie nie będą zadowoleni, ale to moje życie. Póki co mam problemy z biodrem, ale jak to się wyprostuje to biorę się za siebie. Kurde, tak często to już powtarzałam, a i tak ciągle stałam w miejscu, że brzmi to jak pusta gadanina. Mam tego dość bo mam świadomość, że często gadam, że coś zrobię, a tego nie robię, a potem narzekam. Tak, niestety dość często właśnie takim typem człowieka jestem. Męczy mnie to więc faktycznie trzeba to zmienić. Dużo rozmawiałam o tym z moją bliską koleżanką z roku, zmotywowała mnie i czas zacząć działać. 
Pomijając już chwilowe nie do końca zrobione sprawy w celu znalezienia siebie chciałabym też napisać o jakimś postępie w tej sprawie, w sumie kolejnym postępie.
Nie będę pisać o tym jak bardzo wiele dzieje się w mojej głowie bo sama tego nie rozumiałam przez długi czas, a co dopiero wy, czytający to mieliby zrozumieć po paru pustych zdaniach, ale do rzeczy. Jakiś czas temu zaobserwowałam na facebooku stronę - Intymność. Wrzucane są tam cytaty sławnych ludzi czy cytaty z książek o tematyce psychicznej, miłosnej, życiowej, blablabla. No i któregoś razu natrafiłam na cytat Chylińskiej w którym mowa była o cierpieniu na nadwrażliwość. Jako, że wcześniej nie słyszałam takiego określenia byłam nim zaintrygowana na tyle by wpisać ową frazę w google. Oczywiście najpierw wyskoczyła mi nadwrażliwość fizyczna, ale potem znalazłam również nadwrażliwość emocjonalną, a inaczej HSP. Poczytałam wiele na ten temat, wykonałam również jakieś "testy" w postaci odpowiadania na pytania i w sumie wyszło na to, że chyba znalazłam własnie to co mnie określa, że jestem osobą nadwrażliwą emocjonalnie. Odczuwam więcej i widzę więcej. Zdaję sobie oczywiście sprawę z tego, że bazowanie tylko i wyłącznie na Internecie jest nie do końca prawdomówne bo musiałabym tak naprawdę udać się z tym do jakiegoś specjalisty by to potwierdzić, ale wierzcie mi lub nie, czytając o tym czułam się tak jakbym czytała o sobie, a przynajmniej w większości bo oczywiście znalazło się coś co kompletnie do mnie nie pasuje. Dla mnie jest to coś wielkiego bo rzadko się zdarza bym znalazła cokolwiek co w jakikolwiek sposób pomoże mi zrozumieć moje własne zachowania i to jak patrzę na świat, a odkrycie, że nie jestem sama (szacuje się, że 15-20% ludzi na świecie tak ma), że ktoś może mieć tak jak ja napawa mnie ogromną ulgą. Jeśli oczywiście jesteście bardziej zainteresowani tym tematem czyli nadwrażliwością to polecam wyszukać sobie w google, a na pewno coś znajdziecie, tylko nie mylcie temperamentu neurotyka z hsp bo to nie jest to samo, osoba wysoce wrażliwa niekoniecznie jest osobą neurotyczną. Ja nie będę tu się rozpisywać bo nie widzę w tym zbytnio sensu, po prostu wstawię wiersz.

Pozdrowienia dla nadwrażliwych

Bądźcie pozdrowieni, Nadwrażliwi
za waszą czułość w nieczułości świata, za niepewność – wśród jego pewności
za to, że odczuwacie innych tak jak siebie samych zarażając się każdym bólem
za lęk przed światem, jego ślepą pewnością, która nie ma dna
za potrzebę oczyszczania rąk z niewidzialnego nawet brudu ziemi
bądźcie pozdrowieni.

Bądźcie pozdrowieni, Nadwrażliwi
za wasz lęk przed absurdem istnienia
i delikatność niemówienia innym tego co w nich widzicie
za niezaradność w rzeczach zwykłych i umiejętność obcowania z niezwykłością
za realizm transcendentalny i brak realizmu życiowego,
za nieprzystosowanie do tego co jest a przystosowanie do tego co być powinno
za to co nieskończone – nieznane – niewypowiedziane
ukryte w was.

Bądźcie pozdrowieni, Nadwrażliwi
za waszą twórczość i ekstazę
za wasze zachłanne przyjaźnie, miłość i lęk
że miłość mogłaby umrzeć jeszcze przed wami.

Bądźcie pozdrowieni
za wasze uzdolnienia – nigdy nie wykorzystane –
(niedocenianie waszej wielkości nie pozwoli
poznać wielkości tych, co przyjdą po was)
za to, że chcą was zmieniać zamiast naśladować
że jesteście leczeni zamiast leczyć świat
za waszą boską moc niszczoną przez zwierzęcą siłę
za niezwykłość i samotność waszych dróg
bądźcie pozdrowieni, Nadwrażliwi.

~Kazimierz Dąbrowski

poniedziałek, 10 października 2016

Dla R ;*

Notka dedykowana, bo mi kazano...żartuje, poproszono. Tak to w sumie lepiej brzmi. Poproszono.
Nie mam bladego pojęcia co mogłabym tu napisać, żeby pasowało to tej konkretnej osobie dla której ta notka jest i by pasowało to wam, ludziom, którzy nie wiem czemu nadal czytają tego bloga.
Macie taką osobę w swoim życiu, która jest w nim od dawna i w sumie jak tak sobie pomyślicie o tym, że miałaby zniknąć to ogarnia was strach, panika i ogromny ból ? Nie wyobrażacie sobie tego, wydaje się to nierealne bo przez ten cały czas myśleliście - do końca życia ? No ja mam taką osobę, nawet nie jedną tak naprawdę, no, ale tu jest mowa o tej jednej konkretnej no więc ona jest dla mnie taką osobą. Niezmiernie ważną i nie do podrobienia. Czasami głupią jak but, ale ogólnie to cholernie inteligentną. Czasami sobie myślę - znam go na wylot, ale mam też świadomość, że pomimo tych, że tak powiem dziewięciu lat stażu naszej znajomości to tak naprawdę pewnie jeszcze wielu rzeczy nie wiem. Dowiaduje się czegoś nowego codziennie i to jest piękne. Za parę lat będę już mogła powiedzieć - wiem o Tobie wszystko. Trochę przerażające nie? Że ludzie się tak otwierają na siebie nawzajem i potem możesz się jedynie zastanawiać czy to Ty jesteś na pewno tą osobą, która zna Cie najlepiej haha :D Pamiętam większość momentów kiedy się widzieliśmy, może nie każde wyjście na podwórko w celu zabawy, ale te późniejsze jak najbardziej. Pamiętam jak byłeś głupim bucem i razem z kolegami oblałeś mnie od stóp do głów wodą w zimny, tak kurde, zimny lany poniedziałek. Płakałam wtedy, płakałam przez Ciebie dwa razy w życiu i to był jeden z tych momentów. 9 lat i tylko 2 razy ? Powiem Ci, że szacun dla Ciebie ^^ Drugi raz był kiedy najpierw obmyłeś mnie śniegiem, a potem rzuciłeś we mnie kawałem lodu. Powiem Ci, inteligentnie xd Pamiętam jak konkurowaliśmy między sobą w sprawie biegania, zawsze byłeś ode mnie szybszy. Pamiętam jak obrzucałeś mnie trawą, patykami i innym "gównem" i denerwowałeś mnie tym cholernie, ale jednocześnie bawiło mnie to i tak naprawdę nie chciałam żebyś przestawał bo to było takie no, charakterystyczne wiesz dla cb i dla nas tak naprawdę bo na nikogo innego nie nawalałeś trawy...W każdym razie, pamiętam też jak bałam się dzwonić do cb domofonem, ale to już wiesz, pamiętam jak często kitraliśmy się tam samo jak graliśmy w chowanego, a potem, potem wyjechałam. Nie mieliśmy kontaktu ze sobą mniej więcej rok. Nie wiem czy pamiętasz ten głupi moment kiedy 13-letnia ja, debil wszech czasów przez Klaudie wysłałam do Ciebie wiadomość tak nagle z koziej dupy czy bedziemy razem ? Pamiętasz to ? Bo ja tak, chociaż wolałabym byś tego nie pamiętał haha. Zerwałam z Tobą po tygodniu bo nie złożyłeś mi życzeń z okazji walentynek. To był dziwny epizod i naprawdę nie wiem co ja miałam we łbie, ale musiałeś mieć ze mnie niezły ubaw. Chyba, ja bym miała :D Potem, cóż, potem był dalszy etap rocznego nieodzywania się aż do momentu kiedy zaczęliśmy rozmawiać jak zawsze, ale w sumie trochę inaczej bo zaczęliśmy dojrzewać. Pamiętam jakie to było dla mnie dziwne, że nagle z piaskownicy trafiliśmy na ławki i razem pijemy piwo czy wódkę. Czas tak szybko zleciał, tak szybko przestaliśmy być dziećmi. Widziałeś mnie jak rzygam, niosłeś mnie pijaną dobry kawał drogi aż nie zaczęłam sama iść. Przychodziłam na Twoje mecze na orlik i patrzyłam jak sobie radzisz na boisku. Krzyczałam na Ciebie kiedy nie chciałeś iść do lekarza gdy znów coś sobie zrobiłeś. Jesteś straszną kaleką czasami chociaż ostatnio coraz rzadziej się to zdarza. Wychodziliśmy razem na miasto, piliśmy piwo i gadaliśmy. Dużo gadaliśmy chociaż były też momenty kiedy przez miesiąc lub więcej milczeliśmy. Pamiętam jak wybuchłeś i napisałeś mi esej na temat tego jaka to zła ja jestem. Pamiętam jak Cię zawiodłam tą sytuacją na ognisku z Kleo, wiesz o co mi chodzi, tak wgl to przepraszam, cały czas mam przed oczami Twoją minę jaką wtedy miałeś. Byłeś taki wściekły na mnie, nie dziwie Ci się w sumie chociaż wtedy nie do końca wiedziałam dlaczego tak jest, Pamiętam sylwestra, nie jednego, bo tak naprawdę spędziliśmy 2 i pół sylwestra razem. O tym pierwszym, który był taki pół na pół nie będę wspominać tutaj, ale Ty doskonale wiesz o czym mówię. Te kolejne cóż, widziałam Cię pijanego, odprowadzałam Cię do łóżka i kazałam Ci iść spać. Podszedłeś do obcych ludzi złożyć życzenia, to było zabawne. Mogłabym tak wymieniać i wymieniać bo moja pamięć jest pojemna, ale może przejdę już do czegoś innego. Wiesz, nie wiem czy zdajesz sobie sprawę z tego, ale ja zawsze widziałam i nadal widzę to jak bardzo się o mnie troszczysz. Jesteś jedną z niewielu osób, które się czasami o mnie naprawdę martwią. Czasami nawet zachowujesz się jak taki tata, który powstrzymuje swoją córkę przed robieniem głupot lub każącym zrobić to i to bo jak nie to będzie źle, ale to tylko czasami i nie mówię, że to źle, to bardzo dobrze. Jesteś tak cholernie kulturalny, że mimo iż o tym doskonale wiem to nadal czasami jestem w szoku kiedy tą swoją kulturę pokazujesz. Potrafisz mnie rozbawić i powiem Ci, że praktycznie zawsze jak rozmawiamy (chyba, że to jakiś smutny czy poważny temat) to się uśmiecham, cały czas niezmiennie. Dla mnie zawsze byłeś wyjątkowy i wydaje mi się, że ja widzę w Tobie więcej niż inni, tak po prostu. I mimo wszystko, że widziałam i widzę więcej to przez jakiś czas, bardzo długi czas byłam cholernie ślepa. Szukałam to złe słowo, czekałam, aż pojawi się ktoś i wiesz co jest cholerną ironią ? Że ten ktoś cały czas był obok. Jak to w zwyczaju mam mówić - to ludzie, którzy widzą są najbardziej ślepi i cóż, ja tez byłam. Przepraszam za to. Nawet nie wiesz jak bardzo jestem wdzięczna za to, że jesteś mój Ty przystojniaku 11/10 z najpiękniejszymi dołeczkami w policzkach i błękitnymi oczami. Są jeszcze rzeczy, które chciałabym Ci powiedzieć, właśnie, powiedzieć, nie chciałabym ich pisać więc jak uznam, że to odpowiedni czas to powiem Ci to i owo. Mogłabym tu wymienić Twoje wszystkie zalety, ale to chyba nie ma sensu. Nie do końca o to chodzi w tej notce chociaż ja tak naprawdę nie wiem do końca o co w niej chodzi, chciałeś bym coś napisała no to masz, mam nadzieję, że nie napisałam nic złego i głupiego i, że chociaż trochę się uśmiechniesz jak skończysz to czytać. W sumie napisałam w większości to co już raczej wiesz, ale powtórki nigdy za wiele zwłaszcza jeśli to co napisałam jest w jakiś sposób miłe.