sobota, 21 października 2017

Jestem silna.

Nie pisałam bo straciłam taką potrzebę, uważałam, że skoro wszystko wreszcie jest na swoim miejscu to nie muszę pisać bo ile można pisać o swoim szczęściu. Niestety ostatnio mimo tego szczęścia mam wrażenie, że przestałam wytrzymywać psychicznie. Nie jestem tam gdzie chciałabym być, codziennie zmuszam się by wyjść z domu i pójść na zajęcia z których wiem, że nic nie wyniosę, na zajęcia które mnie nudzą. Robię to tylko dlatego, że muszę dokończyć to co zaczęłam mimo, że już dawno straciłam do tego chęć i jakąś taką pasję. Nadal kocham zajmować się zwierzętami i chcę robić to przez całe życie, a jednak fakt, że moje studia nie są takie jakie być powinny powoduje, że czuje jak marnuje czas. Dodatkowo nie mogę widzieć codziennie tych których chce widzieć, a zwłaszcza jednej konkretnej osoby. Myślami ciągle jestem już daleko, w czasach kiedy wszystko będzie wyglądało tak jak bym chciała by wyglądało teraz. Codziennie zasypiam ze łzami w oczach, a rano zmuszam sie do tego by wstać i znów samotnie zjeść śniadanie. Wytrącają mnie z równowagi najdrobniejsze rzeczy które się psują. Zabijam myśli wychodząc ze znajomymi na piwo i sprawia mi to radość, ale nawet w takich momentach łapie się na tym, że nagle zaczynam myśleć o tym jak bardzo chciałabym być gdzie indziej. Chodzę pływać i mimo, że sprawia mi to radość jak zawsze to i tak potem wracam do domu z kiepskim humorem bo poza tymi momentami właśnie taki humor mam, czuje to jak bardzo moje oczy są smutne. Przed chwilą radośnie  złożyłam życzenia urodzinowe chłopakowi, a jak tylko się rozłączyłam to zaczęłam płakać. Nie wytrzymuje tego. Czuje się jakbym była tym klockiem lego który na siłę próbuje wpasować się do innych, do otoczenia i mu nie wychodzi.
Nie wiem czy to kwestia jesiennej aury czy tego, że za dużo rzeczy naraz mi, że tak powiem, nie pasuje. Tak się czuje w środku i boję się, że tak będzie dzień w dzień i zmieniać się to będzie tylko wtedy kiedy jestem wśród odpowiednich osób w odpowiednim miejscu czyli raz na jakiś czas. Nie chce by tak było, chce być silna i wytrzymać to bez codziennych łez, ale nie wiem jak to zrobić.
Bo jestem silna, wiem o tym, a jednak teraz czuje się taka słaba..

Musiałam to gdzieś wyrzucić z siebie, a pamiętnika nie pisze, nie lubię też wyrzucać takich żali komuś kto siedzi przede mną więc napisałam tu. I tak właściwie nikt tu już nie zagląda, nie ?

Jeszcze tylko (a raczej az) rok..dam radę.
Muszę.

poniedziałek, 16 stycznia 2017

W poszukiwaniu samej siebie

Ostatnimi czasy nie zaglądałam tu. Nie miałam nawet dygów typu, wejdę, zastanowię się, może kliknę przycisk by stworzyć notkę. Nawet tego nie robiłam, ale wczoraj jakoś mnie tchnęło, że chyba potrzebuję by coś nabazgrać. 
Szukanie siebie. 
Odwieczny problem ludzkości, a przynajmniej większości ludzkości bo niektórzy nie mają z tym problemu bądź są całkowicie kształtowani przez innych ludzi i mam tu na myśli przypadki kiedy to np rodzice wybierają dziecku każdy etap jego życia, każdą jego szkołę, profil w liceum, potem studia, wymuszają na dzieciach, że będą np lekarzem bo oni sami nimi są lub chcieli być, ale im nie wyszło. Już pominę częste problemy takich dzieci z akceptacją tego, z tym czy lubią wybór rodziców czy nie. Współczuję ludziom, którzy tak maja z jednej podstawowej przyczyny, ważna jest dla mnie wolność i wolny wybór. Niestety owy wolny wybór często jest czymś cholernie ciężkim. Przynajmniej dla mnie jest. Kiedy byłam w gimnazjum i miałam wybrać sobie profil na jakim będę się uczyć w liceum totalnie nie wiedziałam co mam wybrać. Uważam, że decydowanie o czymś takim w tak młodym wieku jest jakąś totalną pomyłką. Mus to mus, coś musiałam wybrać, padło na biol-chem. Czemu, nie wiem, chyba fakt, że zwierzątka są fajne, a z chemii miałam cudem w 3 klasie gimnazjum - 4, spowodowało, że padło na to, a nie co innego. W liceum męczyłam się, chemia była porażką, biologia była cudowna, ale z drugiej strony kochałam lekcje języka polskiego. Tak teraz na to patrząc wychodzi na to, że jestem w połowie umysłem ścisłym, lubię zagadki, logiczne myślenie i biologię, która jest przedmiotem ewidentnie ścisłym z jakiejś przyczyny, a w połowie typową humanistką, która lubi co jakiś czas przeczytać wiersz, kocha książki, rozkminy i interpretacje, a kwestie działania ludzkiej psychiki są fascynujące. Powiem szczerze, że taki rozrzut zainteresowań, który dod jeszcze wykracza poza to co wypisałam powoduje, że gubię się w tym na czym bym się chciała skupić w moim jakże dorosłym życiu. Studia..wybrałam behawiorystykę zwierząt znowu tylko i wyłącznie dlatego, że lubię zwierzątka no i też dlatego, że nie miałam pojęcia czym innym mogłabym się zajmować. To jak bardzo nie wiem kim jestem,a co dopiero kim chcę być często powoduje u mnie taki cholerny lęk, lęk przed życiem. Tak myślę, że dokładnie tak jest. Mam 20 lat i społeczeństwo działa w taki sposób, wyrobiło sobie taki system, że ja już powinnam wiedzieć co i jak i przez resztę życia powinnam dążyć w tym jednym wybranym kierunku. Wyłamanie się z tego systemu jest trudne, nie mówię, że niemożliwe, ale trudne. Z jednej strony wiem, że mogłabym próbować tego i tego, ale wrogiem człowieka jest nie tylko czas jeśli chodzi o takie rzeczy, ale również to jak w Polsce ciężko jest podejmować wiele prób. Ze względów czasowych, pieniężnych i prawnych. Wszystko wymaga bardzo wielu czynników. Podjęłam jednak decyzję, o której jeszcze nie poinformowałam moich rodziców, że nie dokończę tych studiów na tyle by mieć magisterkę, a jedynie by mieć licencjat. Pewnie nie będą zadowoleni, ale to moje życie. Póki co mam problemy z biodrem, ale jak to się wyprostuje to biorę się za siebie. Kurde, tak często to już powtarzałam, a i tak ciągle stałam w miejscu, że brzmi to jak pusta gadanina. Mam tego dość bo mam świadomość, że często gadam, że coś zrobię, a tego nie robię, a potem narzekam. Tak, niestety dość często właśnie takim typem człowieka jestem. Męczy mnie to więc faktycznie trzeba to zmienić. Dużo rozmawiałam o tym z moją bliską koleżanką z roku, zmotywowała mnie i czas zacząć działać. 
Pomijając już chwilowe nie do końca zrobione sprawy w celu znalezienia siebie chciałabym też napisać o jakimś postępie w tej sprawie, w sumie kolejnym postępie.
Nie będę pisać o tym jak bardzo wiele dzieje się w mojej głowie bo sama tego nie rozumiałam przez długi czas, a co dopiero wy, czytający to mieliby zrozumieć po paru pustych zdaniach, ale do rzeczy. Jakiś czas temu zaobserwowałam na facebooku stronę - Intymność. Wrzucane są tam cytaty sławnych ludzi czy cytaty z książek o tematyce psychicznej, miłosnej, życiowej, blablabla. No i któregoś razu natrafiłam na cytat Chylińskiej w którym mowa była o cierpieniu na nadwrażliwość. Jako, że wcześniej nie słyszałam takiego określenia byłam nim zaintrygowana na tyle by wpisać ową frazę w google. Oczywiście najpierw wyskoczyła mi nadwrażliwość fizyczna, ale potem znalazłam również nadwrażliwość emocjonalną, a inaczej HSP. Poczytałam wiele na ten temat, wykonałam również jakieś "testy" w postaci odpowiadania na pytania i w sumie wyszło na to, że chyba znalazłam własnie to co mnie określa, że jestem osobą nadwrażliwą emocjonalnie. Odczuwam więcej i widzę więcej. Zdaję sobie oczywiście sprawę z tego, że bazowanie tylko i wyłącznie na Internecie jest nie do końca prawdomówne bo musiałabym tak naprawdę udać się z tym do jakiegoś specjalisty by to potwierdzić, ale wierzcie mi lub nie, czytając o tym czułam się tak jakbym czytała o sobie, a przynajmniej w większości bo oczywiście znalazło się coś co kompletnie do mnie nie pasuje. Dla mnie jest to coś wielkiego bo rzadko się zdarza bym znalazła cokolwiek co w jakikolwiek sposób pomoże mi zrozumieć moje własne zachowania i to jak patrzę na świat, a odkrycie, że nie jestem sama (szacuje się, że 15-20% ludzi na świecie tak ma), że ktoś może mieć tak jak ja napawa mnie ogromną ulgą. Jeśli oczywiście jesteście bardziej zainteresowani tym tematem czyli nadwrażliwością to polecam wyszukać sobie w google, a na pewno coś znajdziecie, tylko nie mylcie temperamentu neurotyka z hsp bo to nie jest to samo, osoba wysoce wrażliwa niekoniecznie jest osobą neurotyczną. Ja nie będę tu się rozpisywać bo nie widzę w tym zbytnio sensu, po prostu wstawię wiersz.

Pozdrowienia dla nadwrażliwych

Bądźcie pozdrowieni, Nadwrażliwi
za waszą czułość w nieczułości świata, za niepewność – wśród jego pewności
za to, że odczuwacie innych tak jak siebie samych zarażając się każdym bólem
za lęk przed światem, jego ślepą pewnością, która nie ma dna
za potrzebę oczyszczania rąk z niewidzialnego nawet brudu ziemi
bądźcie pozdrowieni.

Bądźcie pozdrowieni, Nadwrażliwi
za wasz lęk przed absurdem istnienia
i delikatność niemówienia innym tego co w nich widzicie
za niezaradność w rzeczach zwykłych i umiejętność obcowania z niezwykłością
za realizm transcendentalny i brak realizmu życiowego,
za nieprzystosowanie do tego co jest a przystosowanie do tego co być powinno
za to co nieskończone – nieznane – niewypowiedziane
ukryte w was.

Bądźcie pozdrowieni, Nadwrażliwi
za waszą twórczość i ekstazę
za wasze zachłanne przyjaźnie, miłość i lęk
że miłość mogłaby umrzeć jeszcze przed wami.

Bądźcie pozdrowieni
za wasze uzdolnienia – nigdy nie wykorzystane –
(niedocenianie waszej wielkości nie pozwoli
poznać wielkości tych, co przyjdą po was)
za to, że chcą was zmieniać zamiast naśladować
że jesteście leczeni zamiast leczyć świat
za waszą boską moc niszczoną przez zwierzęcą siłę
za niezwykłość i samotność waszych dróg
bądźcie pozdrowieni, Nadwrażliwi.

~Kazimierz Dąbrowski